Pajączki na nogach, czyli koszmar w klimacie halloweenowym.

A ten pajączek to taki mały posthalloweenowy dodatek.
 Nie wiem, jak do tego doprowadziłam, ale od paru lat jestem dumną posiadaczką drobniutkich pajączków na nogach. I odrobinę mniej drobniutkich na ramionach. Muszę przyznać, że to właśnie te drugie mnie denerwują, bo o ile z odsłoniętymi udami raczej nie zdarza mi się biegać, to z ramionami już tak. Czasem latem, choć cały świat doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że najchętniej uciekłabym przed słońcem, gdzie pieprz rośnie (w sumie nie jestem tego teraz tak pewna, bo pieprz rośnie w ciepłych klimatach…) i wtedy żadne nieestetyczne publiczne niebezpieczeństwo by mi nie groziło. Niemniej cały czas widziałabym niedoskonałości mojego ciała. Czyli to żadne rozwiązanie.

Wróćmy jednak do moich pajączków. Są drobniutkie, fioletowe i prawie niewidoczne. Zaraz, o czym ja mówię? Na mojej białej skórze widać każdą żyłkę, a te konkretne widzę JA. W pewnym momencie przekroczyły moją granicę cierpliwości i tolerancji i postanowiłam się zdiagnozować. W końcu wszyscy wiedzą, że najpierw Google, potem lekarz – a raczej chyba każdy tak robi, choć powinno się na odwrót. Znacie jednak polską służbę zdrowia… 90% lekarzy zbagatelizuje problem i tyle z tego wszystkiego. Zatem wujek Google i do dzieła.

Okazało się, że pajączki mają własną nazwę, której za nic nie potrafię wymówić. Podzieliłam ją sobie na kilka słów i poszło łatwiej: tele (no bo telewizja, której i tak nie oglądam) angie (jak imię i piosenka The Rolling Stones) ktazja (tej części jeszcze nie rozgryzłam). Teleangiektazja. Raczej nie należę do grupy docelowej tej dolegliwości, bo jestem trochę za młoda (w takim razie nie chcę wiedzieć, jak będę wyglądać za dwadzieścia lat!). Próbowałam dojść do tego, w jaki sposób się ich dorobiłam. Wysokie temperatury – w saunie nie byłam od wieków, nie opalam się od dziesięciu lat, a gorące kąpiele również nie zdarzają mi się często, już raczej prysznice, ale to przecież po mnie spływa. Nie biorę, ani nie brałam żadnych hormonów. Moich ud ani ramion nigdy nie traktowałam sterydami, nie byłam w ciąży, nie jestem gruba (do tego mi raczej daleko), szczególnych urazów fizycznych moje uda nie zaliczyły – przynajmniej nie na tej wysokości. Zatem pozostają choroby tkanki łącznej, geny lub tryb życia.

Nie stoję zbyt dużo, nie siedzę również. Albo chodzę, albo leżę. Gdy już siedzę, i tak muszę trzymać nogi wysoko, więc raczej moje naczynia krwionośne nie powinny mieć problemów z udrażnianiem. Od dwóch lat jestem też aktywna fizycznie – biegam, uprawiam różne dziwaczne sporty. O ile tryb życia zdaje się nie móc mieć na wpływu, a genów nie mogę w tym momencie przetestować, pozostaje mi zdiagnozować u siebie niewydolność żylną! Wprawdzie lekką, ale wciąż niewydolność. Zatem albo jakoś udrożnię te moje nieszczęsne żyły, albo pozostaje mi zrobić USG i modlić się o cud. Bo jak nie, to kolejnym etapem są żylaki, a ja ich zdecydowanie nie chcę. Są brzydkie i nieprzyjemne. Już i tak sobie uroiłam, że zaczynają mi się robić na stopach i rękach (czy puchnące nawet w zimie żyły nie powinny wywołać u mnie lekkiego stresu?). A cała ta impreza na żylakach się nie kończy. Do tego dochodzą jeszcze obrzęki, zmiany skórne, a na końcu owrzodzenia. Od zdjęć tych paskudztw w Internecie można zwymiotować. Nie chciałabym do tego u siebie doprowadzić.

W każdym razie moja praca nad nogami będzie od dzisiaj jeszcze bardziej intensywna (próbuję się nauczyć szpagatu, ale to jeszcze długa droga przede mną, bo moje nogi są sztywne, bolą i zwyczajnie nie chcą współpracować). Jeśli to nie pomoże, to zawsze pozostaje lekarz. W końcu leczenie małych żylaków laserem jest jak najbardziej możliwe.

Może moje notoryczne bóle nóg to kolejny objaw? Dowiedziałam się, że przy żylakach nogi bywają ciężkie i obrzmiałe. Moje bywają tylko ciężkie. I bolą, kiedy im się zachce, ale o tym już mówiłam.

Czy zaczynam histeryzować, czy mogę już powoli zacząć się o siebie martwić i będzie to w pełni uzasadnione?

Komentarze

  1. No więc tak: żylakówboję się jak śmierci więc od lat robięnogom zimne prysznice- od stopek w stronę serca. I chyba te prysznice trochę mi zapajęczyły uda. Czasem w zimie odmrożę sobie tączęść nóg,g dy nie założę pod spodnie rajstop.
    Na lewej łydcemam widoczną żyłę. Nie jest wypukła, ale siedzi tam odkąd pamiętam, czyli na pewno od czasów nastoletnich, kiedy to zaczęłam się sobie przyglądać. Nogi mam codziennie w górze i często robię im masaż balsamem. Zaczynają mnie też coraz częściej boleć, kurkafon :/
    Muszę zacząć łykać coś na wzmocnienie kopytek. Ale słabych żył nie mam w genach, więc to wszystko to będzie chyba powolny proces, nie wiem jak u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że u mnie też będzie powolny, bo moje obserwacje wskazują, że wiele tego nie mam. Czasem jednak czytanie rzeczy w Internecie potrafi doprowadzić do paranoi. Cóż, w końcu gdy czyta się o objawach chorób, od razu czuć wszystkie u siebie ;). Niemniej żylaków sobie ani nikomu nie życzę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS