Paryż - między marzeniem a rzeczywistością.

 Jak większość osób na świecie marzyłam o Paryżu. W końcu nie na darmo cały świat traktuje Paryż niemal jak swoją stolicę i główny cel podróży. Miasto kultury, artystów, jedzenia, mody... Wszystko tu było. Były rewolucje polityczne, były też obyczajowe (o tym wie już chyba najlepiej mademoiselle Chanel), a moda tutaj zmieniała się gwałtownie, szła od jednej skrajności do drugiej - czasem wręcz równolegle. W Paryżu się je (ach, te makaroniki, te bagietki, te sery, te creme brulee!). W Paryżu się kocha. W Paryżu się żyje. A potem umiera. Bo przecież niczego więcej nie trzeba człowiekowi do szczęścia. Czy aby na pewno?

Na parę tygodni przed wyjazdem moje podekscytowanie opadło. Wręcz mówiłam, że nie chcę jechać i zastanawiałam się, jaki numer wywinąć, żeby móc zostać w domu. Już nawet te pieniądze, które zapłaciłam, nie miały dla mnie większego znaczenia. Zwyczajnie nie chciałam trafić do Paryża, choć przez lata było to moim marzeniem. Dorosłam czy zdziecinniałam do reszty? Ciężko stwierdzić. Przez cały tydzień próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie i myślę, że to jeszcze potrwa, bo nie tylko Paryż, ale i inne miejsca oraz wydarzenia sprawiły, że zebrało mi się na refleksje. Zatem poreflektuję w ciszy. Niemniej w tamtych dniach zrobiłabym wszystko, by tylko nie musieć wsiąść do samolotu.

Powiem Wam, że to było dość cenne doświadczenie. Samodzielne zorganizowanie wyjazdu dla rodziny, poznanie miasta, o którym każdy mówi i każdy coś wie. Stanęłam pod i na Wieży Eiffla, przebiegłam w dzikim pędzie przez Luwr, przechadzałam się po ogrodach Wersalu, odwiedziłam grób Chopina, byłam na mszy w katedrze Notre Dame i trafiłam do miejsca, o którym śniłam od czasu dzieciństwa - do Disneylandu. I dostałam mocno w twarz od rzeczywistości.

Rzeczywistość bije mocno i wcale się nie odwraca, tylko idzie przed siebie. A gdy się odwróci, to tylko po to, by przyłożyć mocniej z drugiej strony.

Paryż mnie rozczarował. Nie znalazłam w nim magii, romantyzmu czy piękna. Znalazłam za to horrendalnie wysokie ceny - nawet bardzo daleko od centrum, gdzie mieliśmy hotel. Kolejki, w których stało się przynajmniej pół godziny, ale zwykle dłużej. Ból nóg i nieustanną potrzebę pójścia do toalety. Metro, które znam niemal na pamięć i spędziłam w nim niesamowitą ilość czasu. I nieadekwatność jakości produktu do reklamy.

Choć tak bardzo chciałam, nie zdołałam się zakochać. Jedynie Notre Dame powaliła mnie na kolana, a gdy dotarliśmy na Montmartre, pomyślałam, że tutaj jest odrobina tego Paryża, jakiego szukałam. Niestety nie dane było mi się tym długo cieszyć.

To paradoksalne miasto ma całkiem niedrogie pamiątki w porównaniu z takim Berlinem czy Mediolanem. Chyba tak na osłodę. Nie zamierzałam jednak oszaleć i z tego skorzystać. Po co wydawać pieniądze na coś, co mimo wszystko mnie rozczarowało? Nie chciałam jednak wyjeżdżać z pustymi rękoma, więc poszłam w uniwersalizm. Bo choć Wieża Eiffla z bliska jest okropnie brzydka, to na obrazkach wciąż ładnie wygląda.

W kolejnych postach opowiem Wam dokładniej o moich przeżyciach i wrażeniach.
Ogrody w Wersalu
Cmentarz Pere-Lachaise
Widok z Wieży Eiffla
Disneyland
Luwr
Bazylika Sacre-Coeur

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Wyzwanie Foto: Dzień 4. - KOLEKCJA

Spontaniczny KONKURS błyskawiczny. [Zakończony]