Paryż - ogrody w Wersalu.

 Pierwszym miejscem w Paryżu (poza lotniskiem, hotelem i metrem), które zobaczyłam, były ogrody królewskie w Wersalu. Samo miejsce chciałam zobaczyć ze względu na sentyment do Marii Antoniny (dzięki Ci, o Sofio Coppola!) i ogólnie ten okres w historii, ponieważ zaraz pojawiały się czasy napoleońskie i Kongres Wiedeński (na jego punkcie mam małą obsesję, ponieważ przygotowywałam z niego lekcję historii w liceum i dostałam niezbyt zadowalającą mnie ocenę - niemniej wciąż pamiętam te bzdury, które tam opowiedziałam). Zresztą Wersal wyobrażałam sobie jako coś niesamowitego.

Nie zdecydowaliśmy się na wejście do środka, bo bilety były za drogie, poza tym nie lubię zwiedzania zamków i innych takich. Wszystko jest dla mnie zbyt odstawione dla zwiedzających. Nie widzę tej atmosfery, więc nie chcę i tyle. Weszliśmy jednak do ogrodów, które są darmowe. Wystarczające, by zaspokoić mój apetyt na Wersal. Sam pałac zobaczyłam z zewnątrz i mnie to usatysfakcjonowało.

Ogrody oczywiście też są od linijki, ale mimo wszystko mi się spodobały. Wprawdzie w jednej części był remont, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Zobaczcie po prostu, bo co tu dużo mówić o kilku plackach zieleni i labiryncie niczym z "Alicji w Krainie Czarów".

Tak się tylko zastanawiałam, czy były tam jeszcze drzewa, które Maria Antonina kupiła do ozdoby alejek... Ale że nic równie starego nie widziałam, chyba ich nie ma... Ale są drzewka pomarańczowe!

I niewielkie zachmurzenie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS