Posty

Wyświetlam posty z etykietą o świecie

Mediolan - pierwsze wrażenia: Włosi, teatr, jedzenie, wiosna.

Obraz
Wywiało mnie na dwa dni do Mediolanu. Wszystko byłoby cudownie, gdybym jednak faktycznie wyjechała na urlop, a nie - bądź co bądź - do pracy. Pojechałam z teatrem z "Chorym z urojenia" Moliera, którego graliśmy w jednym z mniejszych mediolańskich teatrów. Zresztą ten "mniejszy" teatr jest dużo większy od naszego. Czasu też wiele nie mieliśmy - przylecieliśmy we wtorek wieczorem, w środę graliśmy (czyli całe popołudnie i wieczór spędziliśmy w teatrze na przygotowywaniu siebie, sceny i oświetlenia do występu), a w czwartek wieczorem mieliśmy samolot powrotny do Berlina. I gdzie tu znaleźć czas na przeżywanie miasta? Szczególnie że Mediolan ma w sobie pewne surowe antyczne piękno. Lokum, które nam przydzielono, nie powalało. A może właśnie powalało tym, jak mało było przyjemne. Pierwsze wrażenia były naprawdę fajne. Duża przestrzeń, dwa podwójne łóżka, dwa pojedyncze. Potem ktoś powiedział, że nie ma prysznica. Ja już wpadłam w panikę i powiedziałam, że chcę do domu.

Warszawski weekend.

Obraz
 Na początek pragnę się wyżalić: 1. Nie lubię Warszawy, choć pół życia próbowałam sobie wmówić co innego. 2. Jestem leniwa, niezorganizowana i rozrzutna. 3. Mój komputer uznał, że nie otworzy mi zdjęć, ponieważ folder nazywał się "Weekend z Kasią" i to "ą" go denerwowało i faktycznie - nie ruszyłam z miejsca, dopóki nie usunęłam "ą". Dlatego post zamiast wczoraj, jak Bóg przykazał, pojawia się dzisiaj - jak komputer przykazał. Amen. Na ten weekend czekałam już długo. Z Kasią planowałyśmy go już od tygodni, żeby nie powiedzieć miesięcy. Miało być po prostu fajnie. I tak było, a nawet więcej - cudownie. Weekend miałyśmy ściśle zaplanowany (co widać na powyższym zdjęciu). Ten plan mnie zachwycił. Absolutnie. Nie udało się go wypełnić stuprocentowo (bo trochę przeceniłyśmy nasze zasoby energetyczne i w ten oto sposób nie udało się obejrzeć "Bulwaru zachodzącego słońca", a i do Fridge nie pojechałyśmy, bo uznałyśmy, że nie jedziemy i

Przedświąteczne Drezno.

Obraz
Drezno jest jednym z najpiękniejszych miast w Niemczech. Moja znajomość tego kraju ogranicza się niestety do Berlina i całego multum małych miasteczek i wsi w Brandenburgii. W dodatku Weihnachtsmarkt w Dreźnie należy do tych najpiękniejszych w kraju. Zwyczajnie nie mogłam sobie tego odpuścić. Dlatego też wsiadłam w trzy pociągi i pojechałam. Te trzy godziny podróży były warte tego, co zobaczyłam. Oczywiście jak każde miasto Drezno ma swoje wady i zalety, ale odkryłam w nim... Kraków. Nie zakochałam się na śmierć i życie, ale zaczęłam rozważać moją przyszłość właśnie tam, a nie w Berlinie. Jarmarków oczywiście jest więcej, niż jeden. Byłam chyba na trzech. Zwiedziłam też odrobinę miasto, kilka podstawowych miejsc. Brak czasu to zdecydowana wada w trakcie wszelakich wyjazdów. A jeśli mowa o jedzeniu... to było dokładnie to wszystko, co można znaleźć wszędzie: Glühwein, langos, kiełbasy, owoce w czekoladzie, pieczone kasztany (przekonałam się ostatecznie, że nie są warte swojej ceny