FitAlina, czyli czym ostatnio się katuję, coby piękną się stać.

Od paru dni, czyli bardzo ostatnio, mam coś na kształt "fitness rutyny". Nie sądziłam, że takie rzeczy w mojej rzeczywistości istnieją, ale skoro cuda się zdarzają, to miło jest się podzielić, dlatego też stworzyłam powyższe dzieło sztuki, przedstawiające krzywą mnie w trakcie jogi. Choć na tym rysunku i tak jestem zdecydowanie bardziej wyprostowana niż w rzeczywistości. Erin Motz widoczna na ekranie komputera pokazuje jednak, jak to poprawnie powinno wyglądać.

Wspomniałam wyżej, że ostatnio istnieje w moim życiu coś na kształt rutyny. Polega to na tym, że jeden dzień ćwiczę poniższy zestaw (zaraz do tego dojdziemy), a drugiego dnia leczę się z zaburzeń oddechowych, zakwasów i wszelakich innych bóli, jakich się nabawiłam. Na szczęście żaden z nich to nie jest kontuzja (tę potrafię - dzięki Ewie Chodakowskiej, bo moje bóle w okolicach łopatek to pozostałości po jej skalpelu - rozpoznać na kilometr) tylko jakieś inne widzimisię mojego ciała.

Moimi długoterminowymi celami, jeśli chodzi o sport, są:
  • poprawa kondycji całego ciała, bo o ile bieganie przychodzi mi bez problemów, to cokolwiek innego (patrz: filmik pierwszy) doprowadza mnie do niewydolności oddechowej, serce dostaje palpitacji, a ja umieram
  • doprowadzenie moich kończyn do stanu tak gibkiego, bym mogła malować paznokcie u stóp pędzelkiem trzymanym w ustach (albo bym stała się tak kompaktowa, że gdybym chciała, mogłabym zamknąć się w walizce rozmiaru bagażu podręcznego)
  • pięknie rozwinięte mięśnie brzucha, które przebijałyby się przez (niewielką, lecz istniejącą) warstwę tłuszczu na brzuchu - chcę je zobaczyć!
I poniższy zestaw ma do tego doprowadzić. Zatem zaczynamy.

Uwielbiam pięciominutowe zestawy z Blogilates. To jedyny kanał na YouTube, który do mnie przemawia pod względem sportu. Ćwiczenia Cassey Ho są diabelnie skuteczne i piekielnie mordercze. Pięć minut. Tylko pięć minut, w trakcie i po których się umiera. A przynajmniej ja umieram. To genialne kardio. Krótkie, ale intensywne. W każdym razie żadna wymówka, że się nie ma czasu (pięć minut znajdzie każdy), nie działa w przypadku tych ćwiczeń.

Druga pięciominutówka, tym razem na mięśnie brzucha. Robię ją po kardio i jeszcze nie udało mi się przejść całości bez przerwy. Muszę wypróbować w odwrotnej kolejności. Od zawsze mam problemy z nogami i tutaj dają mi mocno w kość. Świetne dwa w jednym. (A jeśli interesują Was nogi czy coś innego - i to się u Cassey znajdzie).

Mój trening kończę jogą, która wprawdzie też trochę ode mnie wymaga (nie jestem szczególnie giętka), ale pozwala mi się po poprzednich dziesięciu minutach w jakiś sposób zrelaksować. Oddech się uspokaja, mięśnie trochę rozluźniają. Ogromnie Wam polecam zestawy stworzone przez Erin Motz. Nie lubię większości internetowych kursów jogi, ale ta jedna kobieta zdobyła moje serce. Oprócz powyższego wyzwania ma ona również własny kanał, gdzie można znaleźć więcej ćwiczeń (ostatnio pojawił się zestaw na kaca!). Ja wczoraj oficjalnie ukończyłam te trzydzieści dni (które robię od stycznia...), więc polecam Wam z czystym sumieniem. Świetne rozwiązanie dla początkujących.

Muszę się przyznać, że jestem okropnie leniwa i o systematyczności nie ma u mnie mowy. Mam nadzieję, że te ostatnie dni, które tak ładnie sobie skonstruowałam, zostaną ze mną na dłużej.

Jak wygląda Wasza aktywność fizyczna? Ćwiczycie (jeśli tak, to co i jak?), czy jesteście raczej typowymi kanapowcami?

Na tym rysunku mam outfit jak Kim Kolwiek...

Komentarze

  1. Ale jesteś ambitna! Ja walczę ze sobą od Nowego Roku, by ruszyć w końcu tyłek i zrobić coś z sobą. Nie jest źle, pokochałam rolki i mam zamiar zgubić tyłek do wakacji i wreszcie bez wstydu wyjść w stroju kąpielowym. Mam dwa miesiące i mam nadzieję, że te rolki zdziałają cuda!
    P.S. Uwielbiam ten obrazek. Już rozumiem czemu nie mogłaś od niego oderwać wzroku :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat na skraju lasu rośnie piękna jabłoń - bo nasze tak pięknie nie kwitną. Sfotografuję, choć to przy lesie nie kwitnie tak pięknie jak Twoja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za te linki,może spróbuje tej jogi dla początkujących. "psa"robię tak jak Ty:) Trening kardio sprawdze ale boję się ze schudnę a nie mam z czego,chcę tylko mięśnie wyrobić.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ser, ser, kocham ser, ser ser ser *.* Ser i kuchnia indyjska :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W takim razie gdy do mnie wpadniesz, idziemy objadać się serem w restauracji indyjskiej! :D. (Sera ci u mnie zawsze dostatek).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ambitna, albo wybitnie mi się nudzi :D. Jak się siedzi całymi dniami w domu, to i się poruszać można. Poza tym wyzwanie "Pokochaj swoje ciało!" bardzo mi pomogło w motywacji i jakoś powoli się ciągnie... Ale teraz jestem trochę bardziej regularna.

    Szczególnie podoba mi się ten podział "Fit" i "Alina", który wyraźnie wskazuje, że nie mają ze sobą nic wspólnego :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet jakbym miała czas, to ćwiczenia fizyczne byłyby ostatnią rzeczą na mojej liście do zrobienia. Nienawidzę sportu i jakiejkolwiek aktywności fizycznej, od podstawówki miałam zwolnienie z wfu bo panicznie bałam się piłki i nienawidziłam się ruszać. Mogłabym całymi dniami leżeć i czułabym się jak w niebie. Jestem oczywiście kondycyjno-sprawnościową kaleką i to fajne nie jest. Dostaję zadyszki w drodze do samochodu oddalonego o 20 metrów. :( Jedyne co dobre to to, że należę do grona szczęśliwców, którzy mogą wpieprzać wszystko i w każdej ilości i nie tyją. Nawet w ciąży przytyłam tylko 3 kg, a teraz, po roku, chyba za sprawą karmienia piersią ważę 17 kg mniej niż w momencie, gdy w ciążę zaszłam i jestem już nie szczupła, a chuda. Przydałoby się może porobić trochę brzuszków, ale nie mogę. Bez żadnych większych ambicji postanowiłam sobie robić 10 brzuszków dziennie, ale nawet taki minimalizm nie wypalił. :( Podziwiam Cię więc i życzę jeszcze więcej zapału i silnej woli. No i efektów! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje pokochanie swojego ciała skończyło się fiaskiem z wytłumaczeniem "bo sesja" :P Ale teraz na rolki to mnie tak ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Umowa stoi. Zrobimy sobie krainę serem płynącą :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś dokładnie taką osobą, jaką byłam ja, nim poszłam do teatru :). W podstawówce na WF-ie się nic nie robiło (ja praktykowałam siedzenie na matach), a moja wychowawczyni była "nauczycielką" tego "przedmiotu". I też się bałam piłki, dlatego byłam bardzo dobra w "dwa ognie", bo w jej unikaniu byłam mistrzem (co przy nieustannie praktykowanej siatkówce było koszmarem...). W gimnazjum trudniej się unikało, ale że też graliśmy prawie wyłącznie w siatkówkę, nie przemęczałam się (unikałam piłki i tyle z mojej roli). W liceum miałam zwolnienie. Na pierwszym roku studiów już nie uniknęłam... A półtora roku później wylądowałam w teatrze, gdzie zostałam przeciągnięta biegiem dziesięć kilometrów, dręczona niemal codziennymi treningami i... pokochałam to. Wciąż jestem leniwa, ale ostatnio siedzę w domu i umieram z nudów, więc mogę się dręczyć. Przynajmniej poziom endorfin się podnosi i nie siedzę w kącie, płacząc z powodu samotności.



    Możesz się tylko cieszyć, że nie wpływa to negatywnie na Twoją wagę :). Mieć taki metabolizm to marzenie! W sumie nie mam gorszego, w życiu nie ważyłam więcej niż 52 kg, a teraz jestem na etapie 48-49,5. Próbowałam przytyć to 51, ale nie wyszło...

    OdpowiedzUsuń
  11. Każda wymówka jest dobra ;P. Moją ulubioną jest "zjadłabym coś". A potem czuję się zbyt ociężała. Gdy już się odciążę, to uznaję, że jest za późno :D.

    OdpowiedzUsuń
  12. To jeśli chodzi o jedzonko to ja jem po ćwiczeniu i wtedy mówię sobie "mogę więcej, bo ćwiczyłam" :P a po ćwiczeniu zaaaaawsze chce mi się jeeeeeść... Sera :D

    OdpowiedzUsuń
  13. To u mnie zupełnie inna taktyka była! :) W klasach 1-3, jak jeszcze ćwiczyłam i graliśmy w dwa ognie to dawałam się zbić na początku, bo byłam tak zestresowana, że nie chciałam w to grać. :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Hmm, a czy można zacząć od razu o tej 5-minutówki, czy trzeba zrobić uprzednio rozgrzewkę? Chyba że to ćwiczenie to jak rozgrzewka?

    OdpowiedzUsuń
  15. Na pewno rozgrzewa ;). Przyznam, że ja się bardzo rzadko rozgrzewam przed czymkolwiek (nawet przed bieganiem). Ja zwyczajnie rozgrzewki nie potrzebuję. Jeśli wiesz, że Ty potrzebujesz, to polecam się rozgrzać (tam jest dużo skakania i ruchów ramionami, więc możesz porozciągać trochę te partie). Nie jestem ekspertem, ale uważam rozgrzewkę za niekonieczną, choć po niej ćwiczenia przychodzą łatwiej :).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS

O zakupach i o tym, że nareszcie mam czas.