Wiedźma w moim domu.
Kiedyś w moim
domu zamieszkała wiedźma. I choć większość z Was będzie się pewnie zarzekać, że
coś takiego jak magia i wiedźmy nie istnieje, to ja miałam w swoim życiu kilka
sytuacji, które się z tym przekonaniem kłócą. Jednak wszystko jest kwestią
wiary, więc nikogo przekonywać nie zamierzam. Opowiem po prostu o mojej wiedźmie.
Wiedźma ta miała
na imię Baśka (może wciąż ma? Nie widziałam jej od roku 2009, mojej mamie mignęła
kiedyś jeszcze przed oczami, ale czy ona wciąż żyje - kto wie), podobno była
kiedyś kochanką Wałęsy - ale zgodnie z tym, co mówiła, musiałaby być kochanką
połowy rządu za swoich trochę młodszych lat. Gdy u nas zamieszkała, zaczęło się
źle dziać. Jednak zorientowaliśmy się dopiero później. Co jej zrobiliśmy, że
rzuciła na nas urok? Nie mam pojęcia. To był czas, gdy wszyscy chorowali na różne
przypadłości. W tym czasie też umarła moja kotka. Ja miałam koszmary z duchami
(i to nie przypadkowymi, a bardzo konkretnymi w bardzo konkretnych sytuacjach)
w roli głównej i to był chyba jedyny czas, gdy poważnie bałam się wracać z
internatu do domu, bo czułam się wręcz napastowana. Zdołałam jednak odkryć, że
ze złymi duchami jestem w stanie sama sobie poradzić, choć łatwo nie było.
Moja mama próbowała
wszelakich możliwych antyuroków - łącznie z obwiązywaniem wszystkich klamek w
domu czerwonymi wstążkami. Uśmiałam się, gdy taką samą wstążkę zawiązała kotu
na łapce (część tych wstążek wciąż jest na klamkach). Oczywiście to niewiele dało.
Działo się źle.
Baśka wróżyła też
z kart. I pewnie sama bym racjonalizowała te wydarzenia, gdyby przypadkiem jej
wróżba dotycząca mnie się nie spełniła. Szybko zapomniałam, co mi powiedziała i
żyłam dalej. W końcu uznałam, że wyjazd wkrótce po liceum za granicę jest dla
mnie zbyt abstrakcyjny - może i tego chciałam, ale nie potrafiłam sobie
wyobrazić. Potem jednak, gdy już studiowałam we Frankfurcie, przypomniałam
sobie o tym. I ciągle tylko pytałam siebie samą: Skąd ona wiedziała?
Choć z tej opowieści
można wywnioskować, że to wszystko przypadki i to żadne dowody na to, że Baśka
była wiedźmą, to... sądzę, że pewne rzeczy trzeba przeżyć samemu.
Zresztą moja
rodzina ma z nieracjonalno-magicznymi zjawiskami dość dużo do czynienia. To dość
podejrzane u wierzących Katolików, ale w to również wierzą.
To wszystko to
tak w ramach uzależnienia od tej piosenki:
I od tej:
Czasami wpływ innych na nas może być tak duży, że właściwie faktycznie może to wyglądać jak urok. Niektórzy mają po prostu taki sposób bycia, który oddziałuje na humor, zachowanie innych. Na szczęście staram się nie obracać w takich kręgach.
OdpowiedzUsuńCzemu taka osoba w ogóle u was mieszkała?
Ja z nią miałam niewiele wspólnego. I nie chodziło o humor, ale faktyczne fizyczne i psychiczne dolegliwości w tym czasie. Niektórych rzeczy się od razu nie zauważa.
UsuńWynajmowała u nas piętro domu przez jakiś czas. Finansowo tego potrzebowaliśmy, a generalnie nie przeszkadzała i nawet pomagała. Ale z czasem zaczęło się dziać. Gdy się wyprowadziła, wszystko się powoli uspokoiło.