Wishlist.

 Dawno nie prezentowałam moich zachciewajek. Ma to swój powód o podłożu psychologicznym - gdy robię wishlisty, automatycznie zaczynam owych rzeczy szukać i często połowa w trakcie robienia zostaje zakupiona. I jaki to ma sens? Łatwiej prezentować rzeczy mniej osiągalne lub coś, co wiem, że będę miała, ale muszę na to chwilę poczekać - tak jest np. z różowym Sony Vaio. Tzn. chcę, żeby był różowy, ale jaki ostatecznie kupię - tego nie wiem. Ale wiem za to, że nastąpi to najprawdopodobniej w listopadzie. Wunderkind niestety jest za słaby na moje zachcianki, za ciężki i bateria trzyma za słabo. Po dwóch i pół roku użytkowania uznałam, że najwyższa pora na kupno czegoś lepszego. Wciąż małego. I najlepiej różowego. I oczywiście moim kolejnym pragnieniem są najróżowsze. Moje są w stanie strasznym, a już dziś - w końcu mamy ładną jesienną pogodę - rozważałam wygrzebanie ich z czeluści szafy i założenie (tak, z pourywanymi sznurówkami, obdartym przodem i bokami oraz z odklejającą się podeszwą), ale na szczęście byłam zbyt leniwa, by ich szukać. Za to spędziłam dwie godziny w Internecie, próbując znaleźć tam nowy egzemplarz. Jak to z moim szczęściem bywa - nigdzie ich nie ma. A ja się pytam: Kto je kupił i czemu nigdzie, gdziekolwiek w Polsce bym się nie pojawiła, nigdy nie widziałam, by ktokolwiek je nosił? Co ci ludzie z nimi robią? Trzymają na półce? Ja chcę te buty! Wciąż w różowym nastroju marzę sobie o różanej herbacie Yogi. Na inną obecnie nie mam ochoty, zresztą mam wrażenie, że ostatnio smak mi się zmienił i nic już nie smakuje tak samo. Jak już wspomniałam o problemie psychologicznym związanym z wishlistami - o mało dziś jej nie kupiłam, bo oczywiście głupio poszłam do Rossmanna i już miałam ją w ręce, ale zdroworozsądkowo odłożyłam na półkę. Przecież nie mogę wydać wszystkich pieniędzy już na samym początku miesiąca. I oczywiście słynne Milky Way Magic Stars. Muszę w końcu się zmusić do kupienia ich na Allegro. Wiecznie wchodzę, by je kupić, ale rezygnuję w ostatniej chwili, bo jakoś szkoda mi płacić więcej za wysyłkę niż produkt.
 Mam też trochę kosmetycznych zachcianek. Na pewno jedną z nich jest odżywka do włosów Nature's Gate Herbal, której mam próbkę i jestem nią zachwycona. Kocham ten ziołowy zapach, który bardzo długo zostaje na włosach i jest bardzo intensywny. Zdecydowanie coś, co mi odpowiada. Oczywiście nie mogę zapomnieć o świetnym działaniu. Bardzo chcę mieć wodę toaletową, o której wspomniałam we wczorajszym poście z ulubieńcami, Orange Blossom. Prawdopodobnie sprezentuję ją sobie na święta. Chyba że zmądrzeję lub zbankrutuję. Kolejne dwa kosmetyki są z mojego postępującego uzależnienia od Phenome: Holistic Pore Minimizer, który cudownie pachnie i uwielbiam, co robi pod kremem, choć akurat to, co uwielbiam, nie ma z porami nic wspólnego, oraz 60-SECOND foot relief gel, który ma być chyba uzupełnieniem mojego ukochanego pumeksu w tubce z tejże firmy, ale sensowniejszych powodów, dla których go zwyczajnie i bardzo chcę - nie mam. Na do widzenia gruba mata do ćwiczeń - nie tak dawno się z taką spotkałam i absolutnie się zakochałam. Na niczym się tak wygodnie nie leży jak na niej. A mówiąc poważnie - chcę ćwiczyć, ale na łóżku to bez sensu, a mojej podłogi się brzydzę - nawet świeżo po umyciu, mam swoje małe dziwaczne schizy - więc potrzebuję czegoś, co odseparuje od niej moje ciało, a taka mata jest absolutnie genialna. Obawiam się, że gdy ją kupię, faktycznie będę na niej spała.
Blender ręczny jest czymś, czego bardzo potrzebuję. Owszem, mam moje Maleństwo (czyli blender stojący), ale gdy chcę zblendować, dajmy na to, zupę, to muszę ją ostudzić, przelać do blendera, potem znowu do garnka i znowu zagrzać. Szlag może trafić, nim dojdę do punktu numer dwa. Swoją drogą na moich dzisiejszych zakupach prawie go kupiłam. Nienawidzę wishlist z całego serca. Nie służą mojemu portfelowi. Różowy rower z koszykiem stał się moim absolutnym must have w lipcu, gdy byłam w Oder-Spree-Land i jeździłam na rowerze nad jezioro. Wtedy spędziłam dużą ilość czasu na Allegro, szukając idealnego, taniego roweru. Niestety tego ze zdjęcia nie było, a gdy je znalazłam, okazało się, że to właśnie ten absolutny ideał. Teraz jednak zbliża się zima, więc rower nie jest mi potrzebny. Poczekam sobie spokojnie do wiosny. Może jakiś rower sam spadnie mi z nieba, a ja sobie przemaluję go na różowo i przyczepię ten nieszczęsny koszyk sama. Cukierki Geisha są moim wspomnieniem z dzieciństwa, którego z niewyjaśnionych przyczyn nie ma już w sklepach. Pamiętam, że wtedy były drogie, ale mama mi je kupowała, bo tak bardzo mi smakowały. Wiem, że gdzieś tam można zdobyć batoniki, ale ja chcę cukierki. I koniec. Lieblingswörterbuch Dudena chodzi za mną, odkąd zobaczyłam go w Dussmannie, ale gdy byłam w Berlinie kolejny raz, już go nie mieli. W księgarni we Frankfurcie też go brak. Chyba muszę sobie zamówić. Przeczytałam tylko dwie strony, ale się zakochałam i po prostu muszę mieć. A na koniec, również germańsko, Mitologia germańska, Bestiariusz i Demonologia Artura Szrejtera. Mitologię czytałam trzy lata temu, jeszcze na UJ, i uważam ją za naprawdę fajną. Odkąd pojawiło się wznowienie (przed tym osiągała na Allegro zawrotne ceny, a znowu ta opracowana przez Piekarczyka jest niezdatna do czytania...) i do tego doszły Bestiariusz oraz Demonologia, które można kupić w trójpaku - pragnę i pożądam. Może to sobie kupię na święta? Bez okazji lub ogromnej potrzeby (noż czemu nie mam tego w spisie lektur?) nie lubię wydawać tylu pieniędzy na raz.

Właśnie przejrzałam całą listę i zastanowiłam się, ile to wszystko kosztuje i rozbolała mnie głowa. Ale że boli mnie nieprzerwanie od ponad tygodnia, to nawet nie wiem, czy to jakikolwiek argument, by porzucić mój zamysł kupowania.

Na tej liście miały się znaleźć też orzechy makadamia, ale udało mi się dziś jakieś (solone) tanio kupić, więc wyleciały z listy. Miała też być quinoa, ale też chciałam kupić. Nie kupiłam, bo nie było w sklepie. Tonik z kwasem migdałowym oraz maseczka morska z BU - nie znalazłam zdjęcia. Do tego podstawowy balsam do ust Burt's Bees, ale uznałam, że mam obecnie tyle balsamów, że może się troszkę wstrzymam. I uznałam, że życzeń abstrakcyjnych też zamieszczać nie będę, bo gdy zaczęłam rozważać, jak wkleić zdjęcie prawa jazdy, stwierdziłam, że znowu posunę się za daleko. Czy na ostatniej wishliście nie wpisałam jakiegoś milionera?

Komentarze

  1. Tak był milioner ostatnio i to dwa razy się chyba przewinął.

    Kurde dwa razy pudło z tym Burt's Bees, haha :)

    OdpowiedzUsuń
  2. sony vaio radzę omijać szerokim łukiem :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS