Porządki w szafie - ubraniowe Igrzyska Śmierci

Ubrań praktycznie nie kupuję. Raz na parę miesięcy trafi mi się coś z wyprzedaży w którejś z sieciówek (wciąż się do nich nie przekonałam, ale niestety zasobność mojego portfela powiedziała, że tam zostajemy, czy mi się to podoba, czy nie), jeszcze rzadziej coś w pełnej cenie. W mojej szafie niestety robi się okropny tłok. I to nie z kosmosu. Istnieje spora grupa znajomych, która mnie (i znajomych) ubraniami raczy. A ja sobie wybieram, wpycham w szafę i sobie tam leżą. Mebel pęka w szwach, a ja się denerwuję, bo im więcej rzeczy, tym mniej chce mi się dbać o porządek i po prostu wpycham wszystko na kupę. Pewnego dnia, kiedy to mi się nudziło, słońce za oknem przyjemnie przyświecało, a ja miałam w sobie sporą dozę frustracji, postanowiłam w końcu uporać się z tym burdelem i wywaliłam wszystko na podłogę.

1. Poukładaj to cholerstwo!

W zasadzie chciałam tylko poskładać ubrania, a potem estetycznie ułożyć je w szafie - zaś przy okazji sobie przypomnieć, co ja w ogóle tam mam. Ogarnąć ten chaos. Ale potem pojawiły się problemy.

2. To jest brzydkie!

Czasem przygarniam jakąś rzecz, gdy nie jestem do niej przekonana. Nie do końca w moim stylu, czy zwyczajnie dla świętego spokoju, by komuś nie odmówić. Albo mój Niemiec stwierdza, że mu się to podoba (a ja staram się przekonać siebie samą, że kiedyś się z tym oswoję). Zdarzyło się też, że próbowałam coś wybitnie nieudolnie zafarbować. Tym razem bezlitośnie zwaliłam te rzeczy na jedną kupę i stwierdziłam, że szkoda mi na nie czasu i nerwów.

3. Jak ja w tym wyglądam?

Pewne rzeczy się lubi. Bez sensu, bo przecież to oczywiste, że wygląda się w tym jak... Cóż, jest wiele możliwości. Szkoda je wymieniać. Tym razem zastanowiłam się, z czym da się (i opłaca) coś zrobić, żeby nagle pasowały (np. skrócenie ramiączek w sukience/bluzce), a te, które ostatecznie odrzuciłam, wylądowały na dwóch kupach - do oddania i do śmieci. W końcu mam ładne rzeczy, których zwyczajnie nie chcę już nosić, albo zawsze miały jakąś wadę (np. sweterek, który z natury jest krótki, a ja takich nie lubię), czy też bardzo ładna bluzka z ulubionej firmy, która jest o cztery rozmiary za duża, a ja nie mam pomysłu, jak ją zmniejszyć. O dziurawych skarpetkach nie będę opowiadać.

4. Te okropne sentymenty...

Tutaj poległam. Rzeczy, których nie noszę, ale mam z nimi dobre wspomnienia, czy też związałam się z nimi emocjonalnie. Prawie zostawiłam w szafie dziurawe skarpetki, bo je bardzo lubię! (A miałam o tym nie mówić...) Niestety w przypadku innych ubrań mi się nie udało. Skórzana kurtka, w którą się nie mieszczę, została jednak na swoim miejscu. Sweter, którego też od wieków nie noszę - wciąż tkwi w szafie. Na to potrzebuję chyba trochę więcej silnej woli.

5. Na specjalną okazję.
Moje wszystkie czarne sukienki. Na szczęście nie posiadam żadnych typowo balowych. Ale te czarne... Raz na wieczność zdarza się, bym miała okazję je założyć. Albo te bluzki na imprezy. Przecież ja nie chodzę na imprezy! I nie sądzę, że gdybym poszła, założyłabym akurat TĘ. W końcu mam wiele innych, w których czuję się dużo lepiej. Mimo wszystko nie zmusiłam się do wyrzucenia tego wszystkiego. Sukienek mi zwyczajnie szkoda, a bluzka... Tutaj nie mam wytłumaczenia.

6. Przecież to jedwab!

Tu mam ochotę walnąć głową o ścianę. Sukienka, której nie noszę. Podszewka - poliester. Warstwa wierzchnia - jedwab. Zacisnęłam zęby i schowałam do szuflady z moimi rzeczami do szycia, bo nie miałam serca pozbyć się czegoś z jedwabiu. No bo to jedwab...

7. To ja coś takiego mam?!

O tym wiele nie trzeba mówić. W każdym razie przypomniałam sobie o paru rzeczach, które lubię.

PORZĄDEK!

Po przejściu tych punktów, przymierzeniu tony rzeczy, by się przekonać, czy mają sens, a potem pozbyciu się dwóch worków (część tego widzicie na zdjęciu), grzecznie posegregowałam pozostałych przy życiu uczestników tych ubraniowych Igrzysk Śmierci i poukładałam na półkach. I poczułam się szczęśliwa. Wreszcie wiem, co mam i gdzie to jest. Mój Niemiec po powrocie do domu posprzątał swoją część szafy i nagle odkrył, że ma tam dużo miejsca (choć nic nie wyrzucił - zwyczajnie poskładał ubrania), choć wcześniej wszystko spadało na głowę.

Wiosna tuż-tuż, więc najwyższa pora na porządki (do mycia okien - które wyraźnie się tego domagają - nikt mnie nie zmusi!). Ja się cieszę na ciepłe dni, w których będę mogła nosić te wszystkie rzeczy, które znalazłam w mojej szafie.

Komentarze

  1. Z ubraniami mam pewien kłopot, pewnie wywodzi się on z najmłodszych lat, kiedy rodzice nie mieli tyle pieniędzy, żeby zapewnić mi ubrania takie jakie chcę. A zresztą nawet kiedy kasę mieli, to wcale nie przykładali do tego uwagi. Dla nich ubranie służyło nam do ochrony ciala przed zmarznięciem. Zauważyłam, że strasznie nie lubię wyrzucać ubrań, ciągle dopatruję się w nich śladów przydatności, a jednocześnie ciągle dokupuję nowe. Na szczęście pod koniec ubieglego roku zaczęłam wkręcać się w minimalizm, więc i do szafy wreszcie się dobrałam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze Cię rozumiem. Miałam podobnie. I w zasadzie przez wieeele lat nie potrafiłam nic wyrzucić - nie tylko ubrań. Najpierw zaczęłam z różnymi bibelotami, gdy mogłam, dawałam je komuś w prezencie, gdy chciał, a z ubraniami zaczęło się dopiero, gdy się wyprowadziłam. Wtedy nie wisiał nade mną ten duch obowiązku. Moja mama wciąż ma ubrania z czasów swojej młodości. Nie nosi ich, ale trzyma w szafie. Mocno się starałam wyrwać z tego toku myślenia, choć czasem jeszcze odzywa się we mnie ten niezdrowy głosik. Wyrzucanie jest naprawdę trudne. Ubrań szczególnie, gdy są jeszcze "zdatne". Mogę tylko dziękować tej małej ilości miejsca, która zmusza mnie do rozsądku :).

      Usuń
  2. Też przeprowadzam porządki, jest mi jednak o tyle łatwiej, że mieszkam na dwa mieszkania, więc mam o połowę rzeczy mniej do przeglądania. Chociaż zdecydowanie łatwiej mi idzie tutaj, w Opolu :)
    Na komentarz Ci odpowiedziałam, komentarze są na razie białe, bo jestem w trakcie wgrywania ich na Discusa. Najpóźniej wieczorem wszystko powinno być ładnie, na razie niestety in progress :) Ale dzięki za czujność!
    I pięknie dziękuję za życzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U moich rodziców nie zostało prawie nic z moich ubrań (zamierzam tylko w najbliższym czasie ocalić moje apaszki i sukienkę ze studniówki, reszta mnie nie interesuje), więc w zasadzie posprzątałam całość :D.

      W takim razie dzielnie czekam do wieczora, by zobaczyć, co się tam dzieje :D.

      Usuń
  3. Hm, przypomniałaś mi o tym, że u mnie również pora zrobić porządki w szafie...bo nie jest za wesoło. Też ciężko mi rozstać się z rzeczami, bo przecież "ja to na pewno jeszcze założę", ale raz na jakiś czas trzeba zrobić generalny porządek.
    Gorszy problem u mnie z tym, że mimo tego, iż zrobię wszystko na błysk i w kosteczkę za 2 tyg znów mam ubrania poprzewracane jak w bębnie pralki, i co tu zrobić?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, że mam ten sam problem. Niemniej odkąd doszłam z tym do ładu (w połowie lutego), to szafa wciąż jako tako wygląda. Ogromną siłą woli staram się zachować ten stan.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS