50 twarzy Greya - film, książka i o co w tym chodzi.

Książki wiele nie pamiętam. Z miejsca się przyznaję - jednak prowadzenie bloga książkowego ma swoje zalety. Mogę się na przykład dowiedzieć, co o Greyu sądziłam po jego przeczytaniu. I popieram siebie samą - Grey to literatura, która ma bawić, a nie rozwijać intelektualnie. Jest słabo napisana, ale ma pewien potencjał emocjonalny, który działa. To właśnie sprawia, że książka staje się bestsellerem - emocje, które wyciska z czytelnika. A co z filmem?

Odkąd dowiedziałam się, jaki paskud gra tego powalająco przystojnego literackiego Greya, byłam zdecydowanie mniej ekranizacją zainteresowana. Mimo to uznałam, że chcę wiedzieć, co zrobili twórcy z moją ulubioną postacią, mianowicie wewnętrzną boginią, jej saltami, fochami i tupaniem nóżkami. Tutaj się rozczarowałam, bo się jej zwyczajnie pozbyli. A szkoda!

Jako nastrajanie się do filmu posłuchałam soundtracku. Jest niezły. Widać, że stoją za nim duże pieniądze. Cóż, czymś muszą tę nieistniejącą fabułę podreperować i padło na muzykę. Tak przynajmniej na początku myślałam, bo gdy weszłam do kina i przebrnęłam przez blok reklamowy (gdzie uraczyli widzów reklamą żelu nawilżającego do pochwy oraz sex shopu... Byłam - łagodnie mówiąc - zdegustowana i uznałam, że zamiast chodzić na filmy dla dorosłych, skupię się znowu na bajkach), zaatakowała mnie znana już muzyka oraz świetne zdjęcia. Zdjęcia i montaż w tym filmie są naprawdę godne podziwu. Udało im się przedstawić chemię między bohaterami, erotykę bez elementów porno. W zasadzie z intymnych części ciała można podziwiać (nieistniejący) biust Anastasii oraz kilka tyłków. BDSM ograniczyło się do wiązania, głaskania wszelakiego rodzaju miotełkami do kurzu (wybaczcie, proszę, brak znajomości terminów fachowych - możecie mnie w tej kwestii uświadomić) i kilkakrotnym poklepaniem pejczem.

Dialogów jest niewiele, bo w sumie z książki nie bardzo było co wyciągnąć, ale muszę przyznać, że zgrabnie to wkomponowali i fabuła (wciąż nieistniejąca) wydaje się być trochę mniej płytka. Momentami film się dłużył - może dlatego, że brakowało tam jakiegokolwiek punktu kulminacyjnego. Od początku do końca film pozostaje na tym samym poziomie napięcia. Nie jest to jednak wina twórców, a pani James, która tak napisała swoją historię. Jeśli chodzi o filmowców, podziwiam ich za to, co z tej książki zrobili. A wyszedł z tego ładny, estetyczny kawałek komedii, przy której się nie zasypia, ale też nie ma się oporów wyjść w połowie do toalety. Od lat mi się to w kinie nie zdarzyło. Tym razem nie mam wrażenia, że przegapiłam cokolwiek.

Aktorka grająca Anastasię została wybrana idealnie. Lepszej Any nie potrafiłabym sobie wyobrazić. Gra Greya była dobra, ale twarz i tyłek bym wymieniła - nic mi się w nich nie podobało. Poza tym zarzucić mogę tej ekranizacji podgłaśnianie soundtracku w każdej możliwej chwili ciszy (czyli często), tak że mocno wybijał się z tła i zwyczajnie dominował. Zmusza to do zastanowienia, czy nie mieli innych trików, które ratowałyby ten film.

Jeśli już znacie tę historię, nie warto iść do kina. Szkoda pieniędzy na rozrywkę na niskim poziomie. Jeśli jednak Grey jest Wam obcy (oczywiście poza faktem, że każdy o nim słyszał i ma jakieś pojęcie), to po obejrzeniu trailera (w którym zawarte jest właściwie wszystko) możecie to rozważyć. Bo poza dobrą muzyką i ładnymi obrazami (oraz wręcz genialnym montażem!) nie ma w nim nic. Lepiej się bawiłam przy książce.

Komentarze

  1. A to już odpowiem na komentarz u Ciebie, skoro i tak tu jestem ;). Twój wpis to się jednak różni od recenzji, które miałam na myśli, bo to nie wygląda tak jakbyś poszła do kina tylko po to, żeby móc później pokazać światu jaka z Ciebie wirtuozka ironii ;). Skrytykować kiepski film (co zrobiło pół internetu) nie jest trudno, nie jest również wcale trudno trochę się powyzłośliwiać. Sztuką jest znaleźć w takim filmie coś dobrego i go (w miarę) obiektywnie ocenić - a Ty mniej więcej to właśnie zrobiłaś ;).

    Natomiast jeśli chodzi o książkę, to jednak dalej ciężko mi pojąć ten fenomen. Tzn. kumam, okej, nie mieszczę się najwyraźniej w targecie, bo zamiast w czasie lektury dobrze się bawić i odrobinę odmóżdżyć, poważnie się znudziłam, ale że w sumie zwyczajny harlequin (bo moim zdaniem to jest dokładnie taki poziom tej opowiastki, wszystko, język, fabuła, sylwetki bohaterów jest harlequinowe) tak znakomicie się sprzedał? Ludzie, którzy mieli z tym coś wspólnego zasłużyli na jakąś nagrodę albo chociaż ciastko :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi by było szkoda pieniędzy, żeby iść tylko po to, by skrytykować...

      Czytałam Greya w trudnym dla mnie okresie, mocno stresującym i jego lekkość oraz głupota sprawiły, że odczułam mnóstwo radości i relaksu podczas lektury. Za to jestem mu wdzięczna. Fenomenu też nie pojmę (są lepsze książki, które tak samo świetnie relaksują), ale nie będę na siłę krytykować czegoś, co spełniło swoją funkcję :). Nawet jeśli w niezbyt wytrawnym stylu.

      Usuń
    2. Ogólnie ja nie mam nic przeciwko temu, by ktoś uznawał Greya za miłe, relaksujące czytadło. Bo niby czemu miałoby mi to przeszkadzać, człowiek nie musi (a moim zdaniem nawet nie powinien) sięgać wyłącznie po ambitne książki. Problem pojawia się kiedy ktoś mi wciska, że to kawał dobrej literatury ;). Ale to jak już wiemy temat rzeka :D.

      Usuń
  2. Miotełki do kurzu xDD.

    Mnie zadziwia fakt, że stosunkowo sporo znanych przeze mnie młodych kobiet (dziwnie brzmi, ale chcę ustalić target) naprawdę Greya lubi, tak uczciwie. Chwalą tę książkę, mówią, że im się podobała, mają wszystkie części w domu i w ogóle zachowują się jakby to był kawał dobrej literatury. A przynajmniej takiej na 4. Patrzę wtedy na nie i nie wierzę. Ale obserwując to zjawisko wyciągnęłam następujące fakty: są to istoty proste, dużo im od życia nie trzeba, książkami się nie epatują, przeważającą część życia spędzają mówiąc o jedzeniu i facetach, a literatura, którą ewentualnie czytają należy do gatunku tzw. kobiecej. Czyli jak wszystkie wiemy - miłej, mdłej, przyjemnej i na dłuższą metę nudnej.
    Natomiast zupełnie nie odmawiam Greyowi zalet odprężających, czy powinnam powiedzieć "odmóżdżających". Książkę pochłonęłam w dwa dni, śmiejąc się do rozpuku - jakiś element terapii w tym tkwi. Natomiast części 2 i 3 są dla mnie nie do przebycia. Znaczy, trójki nawet nie próbowałam, nie umiejąc przebrnąć przez kilka pierwszych stron części drugiej ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dużej mierze się z Tobą zgadzam. Niemniej uważam, że to dobra książka, póki spełnia swoją funkcję. Rozrywkową. Co milion razy powtórzę. Poza tym Grey to taki idealny Edward, czy inni tacy... Sama wiesz najlepiej. Ja sama widzę w Greyu wiele tych idealnych cech. To od razu poprawia odbiór książki ;).

      Dobra, mam wrażenie, że bełkoczę.

      Usuń
  3. Czytałam książkę, nie bawi mnie literatura słabo napisana. Dla mnie to dno dna i to jest wstyd, że takie książki się wydaje. Jeszcze większy wstyd, że ktoś takie coś lubi. I nie, bynajmniej nie chodzi mi o to, że wtrącam się w upodobania gatunkowe ludzi. Jak ktoś lubi romanse czy erotyki to niech sobie lubi, ja też lubię. Ale to jest tak słabo napisane... Błąd na błędzie błędem pogania. Powtórzenia, dziwne twory językowe, to jest straszne.
    Filmu nie obejrzę, bo już straciłam nerwy na tej książce. Po wtóre nie chcę przykładać ręki do sukcesu kasowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zdania, że póki literatura spełnia swoją funkcję, to jest dobra. Mnie Grey zdrowo rozbawił i zrelaksował, a tego w tamtym czasie potrzebowałam. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest zwyczajnie beznadziejnie napisany, ale - jak mówię - działa rozrywkowo, dlatego dla mnie jest dobry. Gdybym oceniała go pod innym kątem, musiałabym zmieszać z błotem.

      Film jest ładny wizualnie. I, cóż, nie ma błędów językowych.

      Usuń
  4. Książki nie byłam w stanie przeczytać, no trudno:) Filmu nie obejrzę, bo główną rolę gra psychopatyczny morderca z innego filmu, więc miałabym wrażenie, że chce ją zamordować, a nie uprawiać z nią sex! Zatem po Twojej zachęcie posłucham muzyki i posprzątam w szafie:) Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że rozwiązanie, na które wpadłaś, jest genialne! :). Przynajmniej bardziej użyteczne. Miłego dnia! :).

      Usuń
  5. A ja obejrzałam film wczoraj. Właściwie to w 3/4, bo mój Tosiek już nie wytrzymał i przewinął do ostatniej erotycznej sceny i wyłączył. I jestem ogromnie zawiedziona. Nie żebym z książka przeżyła jakieś niezwykłe uniesienia, ale miała trochę potencjału, którego moim zdaniem zupełnie nie wykorzystali. To jak przedstawili Greya zupełnie mi się nie podobało. Był grzeczny, był dżentelmenem, jego mania kontrolowania ukazana była przez zwykłe "zjedz" i to tylko dwa razy. No i sceny w czerwonym pokoju przypominały to ścieranie kurzy z Any, jak to ładnie ujęłaś, chociaż sposób ukazania tej erotyki był ładnie ukazany. Miałam chociaż nadzieję, że jak ją spierze tym pasem na koniec, to konkretnie, a tymczasem Ana uroniła łezkę, zacisnęła ząbki i to miało nas przekonać jak bardzo to boli i jak bardzo z tego powodu jest gotowa cudnego Greya zostawić.
    Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten film miał sporo walorów estetycznych, ale fabularnych, aktorskich czy erotycznych brak. Co do ostatniego masz rację. Ale wtedy już w kinie przysypiałam (była pierwsza w nocy, po długim dniu, a i film się dłużył), więc jakoś nie zanotowałam w myślach do mojej opinii. Ogólnie jestem przeciwko przemocy wobec dzieci, ale może gdyby ją w dzieciństwie ktoś porządnie sprał, to by nie była taka nadwrażliwa. Z doświadczenia osoby bitej sama mam ochotę jej przyłożyć, bo ona nie wie, o co beczy. Dorosła kobieta, sama prosiła, a potem robi z siebie wielką pokrzywdzoną i wykorzystaną. Za taki samochód też dałabym się wychłostać!

      A jeść też bym jadła, bo dobrze karmił. Na poziomie facet - a w końcu każdy ma swoje zboczenia. Można wybaczyć.

      Usuń
    2. No to mamy takie samo podejście do tematu. Jak najbardziej, za taki poziom życia, mnóstwo dobrego jedzonka i samochód dałabym się wychłostać :D
      A jak już musiała strzelać foszki, to przynajmniej wrzasnęła by z bólu, by scena była bardziej autentyczniejsza. Ja bym wrzeszczała :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS