Pajączki, czyli użalania się nad nogami ciąg dalszy.
Po tym jak żaliłam się Wam na moje pajączki na nogach, zabrałam się za
treningi. Powoli wracałam do biegania, zaczęłam się więcej ruszać – nie tylko
dla zdrowia i przyjemności, ale też by zobaczyć, czy coś się w moim ukrwieniu
zmieni. I faktycznie na początku myślałam, że moje pajączki zniknęły. Te na
ramieniu rozpłynęły się w powietrzu, a na udach chwilowo uspokoiły. Potem
wróciły. To już zaczęłam się denerwować. No ileż można! A od paru miesięcy
mocno koncentruję się na ćwiczeniach nóg i co jest z nimi nie tak? Dwa miesiące
nie mogłam chodzić bez bólu w kończynach dolnych, o klękaniu nie wspominając
(potem nie mogłam się podnieść, choć samo klęczenie też było niewyobrażalnie
nieprzyjemne). Pociągnęłam więc moją nożną historię dalej.
Już wcześniej mówiłam, że możliwe jest zrobienie specjalnego USG doppler, które sprawdza przepływu krwi w naczyniach. Byłam ciekawa, jak to to
działa i z zaskoczeniem odkryłam, że nie sprawdza to tylko poziomu mojego
zażylakowacenia, ale jest przydatne w wielu różnych sytuacjach, które mają coś
wspólnego z ukrwieniem. Np. przyczyna niepłodności męskiej – jedną z
najczęstszych są… żylaki. Wow. Tego się nie spodziewałam. Oczywiście nie nóg.
Jeszcze tego by brakowało. Ukrwienie łożyska jest również bardzo ważne dla
rozwoju płodu (okay, powoli widzę, dokąd zmierza ten post – wiem, że ostatnio
przybyło mi w czytanych parę blogów parentingowych, ale z tego co wiem, nie
jestem w ciąży i wciąż rozmawiamy o moich nogach, nie macicy). Dzięki temu USG
można nawet się dowiedzieć, jak bardzo złośliwy jest nowotwór. Stwierdziłam, że
doppler to taki dr House układu naczyniowego.
W każdym razie na bolące nogi także jest zalecany. Muszę przyznać, że
poważnie się zastanawiam. Nie bez powodu są takie, a nie ma z tym nic wspólnego
niedobór żelaza (suplementuję i nic się w kwestii nóg nie zmienia), czy tryb
życia (mój jest dość aktywny). Podziwiam mojego Niemca, który bez problemu jest
w stanie przejechać na rowerze trzydzieści kilometrów, a ja wysiadam po pięciu
(przy czym bez problemu przebiegnę dziesięć – co za życie). Już w sobotę
odkryłam, że moje mięśnie nóg bardzo szybko opadają z sił. I naprawdę skłaniam
się ku temu, że to wina nieodpowiedniego dokrwienia. Problem na pewno nie leży w
samych mięśniach, bo się powoli rozwijają, a nie zanikają. Czy ma z tym coś
wspólnego moje niskie ciśnienie, przez które krew nie dociera do odpowiednich
komórek i krzyczą one z pragnienia i głodu? To takie małe wampiry, które nie
mogą bez osocza i hemoglobiny, a czasem i pooddychać trzeba. Cały organizm to
jedno – potrzebuje tego samego, może tylko w trochę innej formie. Nie rozumiem
jednak, dlaczego akurat moje nogi musiały się uprzeć przy nastoletnim buncie
(nastoletnie to one od paru lat już nie są…) i wysiadają. A potem nie chcą znowu
wsiąść i tak sobie czekam parę godzin, aż dojdą do siebie. Gdy jeszcze byłam
młoda, takie rzeczy mi się nie przytrafiały.
Jak już wspomniałam, zastanawiam się, czy nie przebadać się dopplerem. Z
całą pewnością rozjaśniłoby to trochę sprawę moich nóg (albo zaciemniło, gdyby
okazało się, że z moimi żyłami wszystko w porządku) i mogłabym zapobiec temu
frustrującemu braku funkcjonalności z ich strony. Nie jest to korzystne na
scenie, w życiu, ani nawet w najbardziej leniwych chwilach. Tu coś zdrętwieje,
tu coś boli, nagle nie mogę wstać, bo nogi się pode mną uginają. Takie badanie
nie byłoby złe. Nie sądzicie? Jakieś szczególnie drogie też nie jest, bo ceny
zaczynają się już od 80 zł. A jak macie dobrego lekarza, to i NFZ może
zapłacić… Tylko tutaj trzeba by było czekać kolejny rok. Po tym czasie to może
i wysiłek fizyczny pomoże. Tak je zmęczę, że już nie będą miały siły się nad
sobą użalać.
To jest dopiero plan!
Podziwiam Cię za takie zaangażowanie w nóżki. Sama też się niedawno obudziłam, że przyda się im więcej ruchu, bo to coś drętwieje, tu znowu skurcz, a tyłek rośnie. Sesja mnie znowu trochę przetrzymała z domku, a tak już mi dobrze szło z bieganiem. Mam nadzieję w przerwie jeszcze wrócić do ponoworocznych nawyków i trochę coś z działać. Tym bardziej, że w drugim semestrze mam wf (który mam nadzieję mocno mnie podratuje) i chciałabym zapisać się na zaawansowanie i tym samym nie wypluć płuc ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam problemy z pajączkami, ale wydaje mi się, że w moim przypadku to po prostu brak ruchu. A 80zł to nie wielki pieniądz, a korzyści z tego mogą być naprawdę duże, także śmiało ciśnij na dopplera!
Zamierzam porozmawiać o tym z lekarzem, ale po ostatnich dniach dochodzę do wniosku, że to wszystko wina stresu, który mi się odkłada w mięśniach i je spina (dostałam dziś z tego powodu skierowanie na fizjoterapię i jakieś tabletki). Moje bóle nóg są czasem tak okropne, że nie mogę stać, siedzieć, leżeć, klęczeć ani nic robić. Jako aktorka nie bardzo mogę pozwolić moim nogom na takie fanaberie. Postaram się zdobyć skierowanie, ale to za jakiś czas, może po terapii przejdzie, a nie chcę co tydzień odwiedzać lekarza z nowymi zachciankami.
UsuńNajlepszą motywacją do zaangażowania jest obejrzenie sobie zdjęć żylaków. Popatrz na nie i zobacz, co Cię czeka, jeśli się nie ogarniesz! :)).
Och, ja mam takie stresowe bóle pleców, ostatnio musiałam latać i wyczekiwać w związku z moją specjalizacją na studiach, której mi i tak nie otwierają, i musiałam podjąć decyzję czy się przenosić od razu po sesji, po pierwszym roku czy zacząć od początku i liczyć na przepisy... najgorsze już za mną, ale plecy ciągle pobolewają i perfidnie wykorzystuję Tośka do masażu jako kobieta w potrzebie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kuracja Ci pomoże i fizjoterapeuta się fajny trafi. Nic nie działa na nóżki tak jak fajny fizjoterapeuta :):):)
Czy mam przez to rozumieć, że rozwiązałaś problem ze studiami? Ja mojego Niemca też wykorzystuję, ale on jakoś chętniej masuje kości niż bolące mięśnie ;P.
UsuńTo fizjoterapia na bark i tamte okolice. Nie jestem w stanie nosić nawet prawie pustej torebki ani ruszać szyją bez bólu. Niemniej wiem, że w łydce mam teraz spięte mięśnie i może powiem terapeucie i tam spojrzy. Z nogami jest teraz lepiej, więc skupię się na tym, co nie daje mi żyć (wczoraj mój teść zrobił mi tam masaż, to krzyczałam i płakałam z bólu, ale dzięki niemu szyja jest teraz zdatna do użytku, a ja mam uraz na całe życie :D).
Nie do końca, od profesora ds studentów dowiedziałam się jedynie, że będę mogła uczęszczać na zajęcia z wyższym rokiem, jeśli mi plan pozwoli. Ale mam plan B, a przedmioty z drugiej specjalizacji częściowo mi się pokrywają, więc w sumie nie jest tak źle, hak myślałam :)
UsuńPokaż koniecznie, niech spojrzy na łydkę :)
Ja bym do teścia uraz miała do końca życia! Tosiek mi postanowił taką kurację na plecy zastosować, to się pół dnia nie odzywałam. Niby przeszło, ale taki już mój urok.
Nie bardzo rozumiem, co z tymi studiami robisz, ale trzymam kciuki :).
UsuńTeściowi jestem wdzięczna, trzy godziny miałam wczoraj spokój, dopóki nie wróciło. Tyle że przedtem bolało. I obawiam się, że fizjoterapia będzie podobna. Mimo wszystko muszę to przeboleć.
Bo to trochę skomplikowana sprawa jest :) zastanawiam się nad rozpoczęciem drugiego kierunku, o biotechnologii myślałam, bo tam specjalizacje również kosmetyczne są. Zawsze jeszcze na magisterce mam szansę dorwać chemię kosmetyczną. Ale na razie mam zamiar podpiąć się pod wyższy rok z zajęciami, o ile nowy plan mi pozwoli.
UsuńUszy do góry, będzie dobrze! Ból przeżyjesz, jak u teścia, a potem uśmiechnięta będziesz chodzić :)