Paczka na dobry początek roku.

Nie jestem jakąś ogromną zwolenniczką otrzymywania prezentów w terminie. Powyższa paczka to prezent świąteczny od mojej przyjaciółki, który przybył do mnie jakiś tydzień temu (dokładną datę możecie sprawdzić na Instagramie, jeśli Was to interesuje). Z lekkim poślizgiem czasowym, ale nie szkodzi! Rzadko mam okazję cieszyć się świętami w połowie stycznia! To uczucie nie do podrobienia - nawet gdy niesie się paczkę dwa kilometry w deszczu. A paczka waży prawie sześć kilogramów. Od czego jednak ma się mężczyzn? 

Na początek uraczyła mnie dwoma żelami pod prysznic (co niezwykle ucieszyło moją praktyczną - hahaha - duszę, bo żele idą u nas jak woda...). Do prysznicowego zestawu mleczko do ciała, którego miniaturkę już miałam, ale jeszcze jej nie zużyłam (o ja zła i niedobra), ale teraz jeszcze zużywam mleczko, które dostałam na urodziny i po nim zabieram się za Elancyl. Następne w kolejce jest różane masło do ciała Alverde, ale ono może poczekać (i będzie musiało). W każdym razie na kolejny rok jestem ciało-smarowidłowo zaspokojona. Tak samo jak kremami do twarzy. Ich chwilowo nie potrzebuję więcej, szczególnie po tych trzech miniaturkach Nuxe. Umrę pewnie szybciej, niż zużyję moje kremowe zapasy. Z racji, że moje czarne mydło osiągnęło dno (jego resztkę mogliście zaobserwować w ulubieńcach roku 2014), poprosiłam o sandałowe mydło Chandrika, którym obecnie myję twarz i jestem z niego bardzo zadowolona. Jest niedrogie, ale dobre. W każdym razie moja cera jest ostatnio w strasznym stanie i odkąd go używam, powoli się uspokaja. A na osłodzenie okropnego (według Gii) zapachu mydła - mleczna czekolada z zieloną herbatą. Jeszcze nie próbowałam, ale wkrótce to nastąpi (głównie dlatego, że więcej słodyczy w domu nie mam, inaczej odłożyłabym pewnie na specjalną okazję).

W paczce znalazły się również dwie książki. "Dopóki śpiewa słowik", które mnie zaintrygowało po przeczytaniu jednej recenzji (obecnie czytam i to jedna z najdziwniejszych książek, z jakimi miałam do czynienia) oraz "Jadłonomia". Jak już z pewnością zauważyliście, czytam tego bloga od dość dawna i książka od razu znalazła się na mojej wishliście. To jedyna rzecz z paczki, która jest w połowie prezentem, a w połowie efektem wymiany (książka za żelki). 

Na koniec zaś został przepiękny bronzer z Nuxe. Kiedyś wspominałam, że chcę mieć bronzer i obecnie mam dwa. I nie umiem ich używać. Nie szkodzi. Na ten mogę się po prostu patrzeć, bo jest piękny. Pamiętam, że w swoim czasie królował na blogach kosmetycznych. Słowo "królował" jest tu kluczowe, bo opakowanie jest tak cudowne i złote (i mówię to ja, która za złotem nie przepadam), że i królowej sprawiłby radość.

Do tego dostałam jeszcze dwa słoiki domowych pyszności, ale ich Wam nie pokażę, bo jeszcze mi tu padniecie z zazdrości. Moje! Nie oddam! (Zaczyna się robić poważnie, o jedzeniu można tylko na poważnie.)

Miłego tygodnia!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS