Nowości zakupowe.

Jak już wiecie, moje wishlisty nie mają końca. Jakoś mnie to nie dziwi, raczej nie jestem wyjątkiem w tej kwestii. W każdym razie w ostatnim czasie udało mi się z listy skreślić kilka punktów (nowy telefon, dysk zewnętrzny czy naczynie do kąpieli wodnej - ale tego Wam dziś nie pokażę, bo elektronika nie ma w sobie nic nadzwyczajnego i wystarczy, że powiem, że mam i tyle), a przy okazji pojawiło się w moim życiu kilka rzeczy, o których nie wiedziałam, że bardzo ich potrzebuję.

Dobrze, znowu wymyślam. Szafeczkę (dokładnie taką!) chciałam już od lat, ale nie miałam pieniędzy/nigdzie nie było/nie miałam gdzie postawić. Marzyła mi się taka z koszykami jako szufladami i Biedronka mnie taką uraczyła na początku listopada. Jestem nią zachwycona! Wprawdzie kosztowała trochę więcej, niż zamierzałam na nią przeznaczyć, ale nieziemsko mnie uszczęśliwiła. Opaska na włosy, która jest raczej dla bardziej młodocianej osoby niż ja, od lata majaczyła gdzieś w mojej głowie, domagając się uwagi. Tę kupiłam na jakiejś promocji. Małe, a cieszy. To samo można zresztą powiedzieć o moim wisiorku z krzemienia pasiastego. Pamiątka z wyjazdu do Polski. Podobnie jak Krokko (w tle), który wpatrzył się we mnie swoimi oczętami na stacji benzynowej i mój Niemiec poddał się w końcu i go kupił. Czy tylko ja nie mogę oprzeć się pluszakom? Zresztą choć mam obsesję na punkcie reniferów, nie zdołałam przejść obojętnie obok skarpetek z misiem polarnym. Ja się chyba cofam w rozwoju...
Sok z aloesu przywędrował z tej samej stacji benzynowej co Krokko. Chwilę potrwało, nim go wypiłam... Podobnie jak z moim przepysznym sokiem z Alnatury, który przypomina w smaku grzane wino, niemniej jest zdrowy i bez alkoholu. Szkoda, że jest dostępny tylko w okresie świątecznym. Podobnie jak herbaty. Mój Niemiec pija tę czerwoną, ja zaś zieloną. Kupiliśmy obie, a potem jakoś samodzielnie się one przydzieliły. Czarną herbatę o smaku wanilii zakupioną w domu, w którym urodził się Mozart, dostałam od przyjaciela. Odkąd mam problemy z żelazem, piję tylko herbaty ziołowe, ale dla tej zrobiłam wyjątek. Co tu dużo mówić, jest pyszna. A na deser równie pyszny - jeśli nie bardziej - mus jabłkowy z mango. Z Rossmanna. Polecam ogromnie.

Książka Carli Montero czeka na swoją kolej, a w tle widzicie niewyraźne zdjęcie mojego akcentu świątecznego w mieszkaniu - lampek. Gdyby były tańsze, obwiesiłabym nimi całe mieszkanie. Niestety z powodu ceny mogę zadowolić się jednym kompletem z dwudziestoma światełkami.

W sumie na tym zdjęciu powinna się też pojawić pasta do zębów Biała Perła, ale jeśli pokuszę się o ulubieńców, na pewno się w nich znajdzie, więc nic straconego. Najpierw muszę znaleźć czas i siły. Nie mam ani jednego, ani drugiego. I przed świętami pewnie mieć nie będę.

Życzę Wam miłego tygodnia!

Komentarze

  1. Widzę, że nie tylko ja mam czas, skreślania powolutku punkcików z wishlisty, którą budowałam od lat :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS