Jak ważne są dla mnie poranki?

W dzieciństwie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważne są poranki. Śniadanie mogłoby dla mnie wtedy nie istnieć! Czego nie można powiedzieć o mojej mamie, która codziennie wyciskała mi sok z pomarańczy (bo na to miałam ochotę), robiła tosty lub kroiła kromki chleba w kosteczki. Czasem były też moje ukochane przepiórcze jajka. Wszystko po to, bym zjadła śniadanie na te pięć minut przed wyjściem z domu. Jakoś nigdy nie cechowałam się wczesnym wstawaniem. Najlepszym budzikiem dla mnie było włączenie telewizora na VIVĘ, ale i to nie do końca było rozsądne, bo jakość mojego dnia zależała od pierwszej piosenki...

W ostatnich dniach borykałam się z niemożnością zjedzenia spokojnego śniadania w domu. Albo to ja nie byłam w stanie wygrzebać się z łóżka wcześniej niż na dziesięć minut przed wyjściem (czyli dokładnie tyle czasu, ile potrzebuję, by się umyć i ubrać), albo to mój Niemiec nie miał ochoty. I oboje wylegiwaliśmy się aż do ostatniej minuty. A śniadania nie było. Jedynie banan zjedzony w biegu. Choć doskonale zdaję sobie sprawę, że mój układ trawienny ma swoje wymagania. I muszę je spełnić, czy mi się to podoba czy nie. I później ponosiłam konsekwencje.

Odkąd wyjechałam na studia, śniadania zyskały dla mnie nową jakość. To mały rytuał, który nastrajał mnie do dnia. W akademiku miałam Internet mobilny, więc musiałam wstać przed siódmą, jeśli chciałam do śniadania oglądać filmiki na YouTube. Potem ważne było, by zjeść wspólny posiłek z moim Niemcem. Ostatnio okazało się, że najpiękniejsze dni to te, kiedy w teatrze musimy być dopiero na dziesiątą, więc możemy się wyspać (moje minimum to wpół do ósmej), spokojnie wstać i bez pośpiechu coś zjeść. To czyste szczęście i przytulność. Za to kocham też wolne niedziele - nic nas nie goni. Jemy, kiedy chcemy. Mamy czas na coś więcej niż banana w biegu. Ja nie jestem rozdrażniona. Moje ciało wraca powoli do rytmu, który mu służy. Mam czas na wypicie herbaty. I czuję się zdrowsza.

Choć przez całe życie nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne są dla mnie poranki, teraz nie mogę temu zaprzeczyć. Poranki na spokojnie, ze śniadaniem, z wyspaniem. Wprawdzie wciąż wybieram sen, gdy muszę zdecydować między nim a jedzeniem, ale już nie łudzę się, że wytrzymam cały dzień bez śniadania. Muszę coś zjeść. Choćby w najgorszym wypadku w biegu.

Im lepszy mam poranek, tym spokojniejszy będzie dzień. Dnia bez prawdziwego rozbiegu niemal nie sposób już uratować.

Czy tylko ja jestem tak wrażliwa i przykładam wagę do czegoś, co tak naprawdę nie ma znaczenia? Jak ważne są dla Was poranki?

Komentarze

  1. Wiesz, że im jestem starsza tym również coraz bardziej to doceniam? Zawsze byłam osobą, która nic rano nie je bo nie jest głodna. I często nadal nie odczuwam głodu prosto po obudzeniu ale jeżeli zjem śniadanie, to potem lepiej się czuję, a taki spokojny poranek gdzie mam chwilę na odsapnięcie między porannym przygotowywaniem się a wyjściem zawsze sprawia, że potem rzeczywiście lepiej mi się funkcjonuje. Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że wtedy jestem spokojniejsza. Bardziej kontenta :D. Najbardziej komfortujące śniadanie to pancakes z owocami, jogurtem i miodem... :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pancakes mają coś w sobie! Od tygodni o nich marzę w jakąś spokojną niedzielę. W tę się nie udało (chyba nie była wystarczająco spokojna...).

      Dzisiaj miałam szansę na spokojny poranek, ale nie było w lodówce nic, co mogłabym zjeść na śniadanie. Z wyjątkiem banana. Wzięłam więc znowu na wynos.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS