Gdy wszystko zaczyna się walić.

Znacie te momenty, w których wszystko zaczyna się walić? Gdy plany i marzenia obracają się w pył, a Wy stoicie po środku tego bałaganu i nie wiecie, za co się zabrać? Najchętniej usiedlibyście w kącie i płakali, dopóki dobra wróżka nie uporządkowałaby Wam życia na nowo?

Na pewno je znacie. Ja też je znam.

Właśnie jestem w takim punkcie.

Może przesadzam, bo jestem w nim zaledwie od trzech dni, ale to dla mnie za dużo. Najpierw stres związany z pracą licencjacką, której nie byłam w stanie pisać z powodu choroby. Zamknęłam się w mieszkaniu i prawie z niego nie wychodziłam. Potem miałam urodziny - i jednocześnie dzień oddania pracy. W zeszłym roku postanowiłam przeprowadzić eksperyment. Po tym jak na Facebooku dostałam mnóstwo życzeń od osób, z którymi czasem zamieniłam tylko jedno słowo i w dodatku nie byłam pewna, czy oni w ogóle wiedzą, komu te życzenia składają (nie figuruję na tym portalu pod moim imieniem i nazwiskiem, ale dość fikuśnym pseudonimem), zdecydowałam się usunąć stamtąd moją datę urodzenia i wszelakie powiadomienia na ten temat. I w poniedziałek zebrałam żniwo.

Zadzwoniły do mnie dwie osoby z rodziny (w tym moja matka, która je złożyła i więcej nie chciała ze mną rozmawiać). Dziadkowie mojego Niemca wysłali mi maila. Mój Niemiec sam złożył mi życzenia chyba trzy razy. Jedna dziewczyna, z którą nie mam kontaktu od dawna, też - ku mojemu zdziwieniu - mi napisała wiadomość na Twitterze. Do tego Kasia i Gia. I mój przyjaciel. I teatr, w którym nie byłam, ale zadzwonili. Choć nie przyszło im do głowy, by mnie zaprosić, żeby mogli zrobić to osobiście. W końcu na pewno nie mam czasu na tak długą podróż, jaką są cztery minuty z domu do teatru pieszo. O godzinie dwudziestej odeszłam od komputera i wyłączyłam głos w telefonie. Oficjalnie uznałam, że nie mam urodzin.

Chyba najbardziej zabolała mnie moja matka. Zaraz po tym przyjaciółka, z którą rano rozmawiałam, ale zapomniała, że to moje urodziny. Potem kolejna przyjaciółka, która nawet z opóźnieniem sobie nie przypomniała (ta pierwsza owszem, ale parę minut przed ciszą nocną). Przyjaciółka od lat, której też to do głowy nie przyszło. Mój ojciec (choć po nim się niczego nie spodziewałam). Liczyłam na rodziców mojego Niemca, ale są na urlopie z wyłączonymi telefonami, więc czemu mieliby zawracać sobie tym głowę. To był ten punkt, w którym uznałam, że jestem dla mało kogo ważna. Reszta rodziny (tej najbliższej) przypomniała sobie następnego dnia. I jedna przyjaciółka. Nie poczułam się lepiej, bo ja moje urodziny już pogrzebałam.

To był moment, w którym puściła tama. Pół poniedziałku przepłakałam, także cały wtorek wieczorem. Doprowadziłam mojego Niemca do skraju załamania. I doszłam do kilku bolesnych wniosków:

- nie mam życia, siedzę całymi dniami w domu i mój Niemiec jest moją jedyną kotwicą do świata
- trzymam się kurczowo jednego marzenia i to mnie frustruje, ponieważ ostatnio nie mogę tego mieć, a sama twierdzę, że żebrać o to już nie będę
- zbliża się koniec studiów, a co za tym idzie - konieczność znalezienia pracy
- moje wewnętrzne dziecko potrzebuje rodzica, który je doceni - od moich nigdy nie miałam żadnego wsparcia ani poczucia, że są moimi rodzicami
- nie potrafię sama ruszyć przed siebie, czekam na jakiś impuls z zewnątrz
- oddalam się od innych, próbując ich skrzywdzić, ale oni tego nie zauważają i to krzywdzi mnie

I teraz stoję wśród tego fizyczno-emocjonalnego burdelu i nie wiem, co zrobić, by się polepszyło. Płacz już nie pomaga, rzucić się z mostu też nie mogę. Mam dwadzieścia trzy lata, ale wewnętrznie wciąż jestem małą dziewczynką, która potrzebuje opieki. Jedynym sposobem na uciszenie jej jest rzucenie się w wir pracy, ale teraz nie mam już tej możliwości - teatr od jakiegoś czasu nie jest moją odskocznią, lecz stałym punktem programu w określone dni i godziny, na chwilę i zdecydowanie nie tak mocno związanym jak rok temu. I pisanie głupiego licencjatu nie jest rozwiązaniem. Potrzebuję poważnej pracy, żebym mogła się czymś zająć; czymś, co nie jest bezpośrednio związane z domem. A robienie czegokolwiek w jednopokojowym mieszkaniu temu nie sprzyja. Ostatnio marzy mi się pokój do pracy. Może wtedy byłoby mi łatwiej? Mimo to licencjat kiedyś się napisze, ale poważnej pracy, dla której będę musiała wyjść codziennie z domu, wstawać o stałej porze i zajmować się jakimiś problemami, a potem dostawać za to pieniądze, którymi mogę opłacić życie - nie mam na horyzoncie. A ja muszę po prostu wyjść, żeby móc posprzątać mój wewnętrzny bałagan.

Komentarze

  1. Ech, dobrze rozumiem tą potrzebę wyjścia, pracuję obecnie w domu, czasem zdarza się jakiś wyjazd służbowy, ale głównie właśnie siedzę w domu przed kompem i próbuję się zmusić do pracy, a potem i tak robię wszystko w ostatniej chwili w środku nocy...Czasem potrzeba mi po prostu stabilizacji, regularnej, nudnej pracy o której mogłabym zapomnieć po wyjściu z biura i miejsca, gdzie można zapomnieć o domu, bo nawet domu czasem można mieć dość i trzeba do niego zatęsknić.

    Co do urodzin - większość ważnych dla Ciebie osób pamiętała, doceń to. Masa ludzi nigdy nie pamięta dokładnych dat urodzin, moje dwie najlepsze przyjaciółki kompletnie nie mają do tego głowy i nie pamiętają NICZYICH urodzin, nie tylko moich, więc zazwyczaj życzenia od nich dostaję plus-minus 7 dni przed lub po urodzinach ;) Pamiętają zawsze rodzice, mąż, przyjaciel, siostra. Tylko tyle i aż tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropnie marzę o tej nudnej pracy... Nawet moje studia mnie nie angażują, bo mam zajęcia raz w tygodniu i mnie to nie przekonuje do niczego. Idę na nie, nudzę się tam i tyle. Raz w miesiącu mam jeszcze blok weekendowy, to przynajmniej trochę odżywam.

      Doceniam, że pamiętali, ale są też inne ważne osoby, które zawsze pamiętały. Nikt się mną nigdy nie przejmował, moje urodziny zawsze były dla mnie beznadziejne, ale ważne. I to zawsze boli. Nawet nie potrafię wyjaśnić, jak to się we mnie odbywa.

      Usuń
  2. ja już przestałam zwracać uwagę na urodziny, ale kiedyś też mi było przykro, że ktoś nie pamiętał ;/ przyzwyczaiłam się, wyrosłam, nie wiem? dziś liczą się dla mnie tylko życzenia od mamy i lubego, a jak ktoś jeszcze pamięta to też miło, ale bez przymusu;)
    szczerze to sama tez nie mam pamięci do dat i często pomagam sobie właśnie FB.
    domyślam się, że Tobie jest troszkę trudniej bo mieszkasz w innym kraju i może bardziej Ci brakuje kontaktu z rodziną czy znajomymi. głowa do góry wszystko się jakoś ułoży, musi!
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja przestałam zwracać uwagę na urodziny w wieku 18 lat. Od tamtej pory minęło 8 lat i nikomu nie składam życzeń, sama ich też nie obchodzę, Od mojego towarzysza życia dostaję tylko życzenia i to wszystko :)

    a planujesz studia magisterskie? Chciałabyś znaleźć pracę w Polsce czy Krakowie?JA po skończonej germanistyce i anglistyce pracuję dla największej firmy niemieckiej w Kraku (jednocześnie jednej z najbardziej bogatych firm niemieckich) i zarabiam......1900 zł na rękę :DD po opłaceniu rachunków,mieszkania, jedzenia i karty miejskiej zostaje mi na życie....200 zł :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie planuję magisterki. Może podyplomowe translatoryczne (prowadzone przez UAM). A pracę zdecydowanie w Niemczech. Zobaczymy, jak się to potoczy, bo mam marzenie, które ma nikłą szansę się spełnić. Okaże się jednak z czasem, czy mam wystarczająco nerwów, by do tego dążyć.

      Praca i zarobki w Polsce są dołujące. Zdecydowanie wolę Niemcy. Nie myślałaś o tym, by się przeprowadzić?

      Usuń
    2. Kraków kocham całym sercem, ale na chwilę obecną nie chcę tam wracać. Na razie szukam substytutu w Niemczech :).

      Usuń
  4. Nie wyobrazam sobie przyszlosci w Krakowie na dluzsza mete tutaj. Nie, po prostu nie ma mowy, nie chce do konca zycia pracowac za 2000 zl +jakas drobnica za nauczanie w szkole jezykowej. Chcialabym sie stad wyprowadzic, bardzo ale to bardzo, ale na razie chce zdobyc jakies doswiadczenie a potem ewentualnie przeprowadzic sie i szukac pracy.Do Niemiec raczej nie planuje sie przeprowadzic, 3 lata germanistyki obrzydzily mi niemiecki :( skutecznie :( Chcialabyc wybrac Szkocje, ale z tego co widzialam ciezko o prace bez doswiadczenia, wiec musze najpierw te najblizsze 2 czy 3 lata przebidowac tutaj :(

    OdpowiedzUsuń
  5. A co do urodzin, to nie warto sie tym tak przejmowac. Zauwazylam ze ludzie w ogole maja tendencje do nie pamietania o urodzinach ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS