Jestem nudna.

Właśnie sobie to uświadomiłam. Dość boleśnie. Jestem nudna do kwadratu. Bo nawet ubieranie się wyłącznie na różowo straciło swój urok. Stanie na środku chodnika i jedzenie bitej śmietany prosto z opakowania też. Czy próba dojścia do mieszkania, chodząc wyłącznie po kostkach (stanąć wolno tylko raz na kostce, a nie wolno nastąpić na łączenia) było nudne. A muszę zaznaczyć, że dwie ulice to był bruk, więc przejście przez to zajęło trochę czasu (już wyobraziłam sobie, jak kierowca wysiada z samochodu i na mnie wrzeszczy, ale żaden nie chciał skręcić). A żeby przejść przez asfalt, musiałam pojęczeć, żeby przeniósł mnie mój Niemiec (który i tak na plecach miał plecak wypchany po brzegi zakupami, a w ręce moją torebkę), bo nie jestem w stanie przejść przez ulicę tylko jednym krokiem. Próba utopienia się w koszu z poduszkami-pluszakami w środku sklepu też mnie nie ruszyła. Jestem nudna.

I mniejsza o to, za jak dziwną świat mnie uważa. Mnie przeraża fakt, że już nie jestem w stanie zaskoczyć siebie samej. Przejść przez całe miasto w pełnym makijażu teatralnym? Robiłam to już naście razy (z kolorowymi warkoczami włącznie). Może i potencjalna publiczność (przypadkowy, Bogu ducha winny przechodzień) uważa mnie za wariatkę, ale ja wciąż jestem zdania, że jestem nadzwyczajnie wręcz nudna.

Już nawet moje dziwactwa żywieniowe stały się tak banalne, że mojej rodziny chyba już nie zdziwi, gdy usłyszą, że poza faktem, iż nie jem mięsa (wciąż się dziwią, że od roku go nie tknęłam, w końcu było głównym produktem żywieniowym przez 21 lat mojego życia) oraz nie tykam mleka jeszcze bardziej niż kiedyś, nie ruszam też glutenu (obawiam się, że będę musiała wyjaśnić, co to jest). Staję się żywieniową wariatką, ale mam wrażenie, że niedługo będę mogła żywić się powietrzem i też nie uznam tego za dziwne. W końcu... jakieś takie to normalne, prawda?

Nie lubię ludzi, nie lubię, gdy na mnie patrzą, ale na scenie jestem w stanie pokazać się w połowie naga (to mi przypomina o sytuacji sprzed kilku lat, gdy z przyjaciółką biegłyśmy półnagie - w tym wypadku, w wypadku sceny też, oznacza to, że dolne partie ciała były ładnie zakryte, ale od pasa w górę byłyśmy kompletnie nagie) i się tym w ogóle nie przejąć. To zabawa. Więc się bawię. I zabawię się na festiwalu teatralnym w Mediolanie za tydzień. W połowie naga. Przed ogromną publicznością. Ale czym się tu przejmować? To nudne.

Chciałabym móc się czymś zaskoczyć. Zrobić coś tak dziwnego, żeby nawet mnie tknęło, że mam coś z głową. Jestem dla siebie niewystarczająco nienormalna.

Chyba nie ma nic gorszego od bycia rozczarowaną sobą samą.

Też tak macie? Czy tylko ja jestem taka nieusatysfakcjonowana?

Komentarze

  1. To nie brzmi nudnie :D
    A jeśli masz ochotę na coś szalonego, to zapraszam do Szczecina w sobotę wieczór na imprezę o tematyce ,,Ameryka" z obowiązkowymi przebraniami. Będzie ok. 20 osób, więc nie powinno być ,,nudno" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję, ze jeszcze nadejdzie Twój czas i sama sobie pokażesz na co Cię stać:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS