Co przynieśli mi Mikołaje.

 Święta mijają, prezenty zostają. Przynajmniej niektóre. Część została już dawno zjedzona, jak wszelakie produkty spożywcze na tych zdjęciach (no, może z wyjątkiem orzechów). A już na pewno czekoladki w powyższym pudełku. Czekały na moim miejscu w teatrze szóstego grudnia. Potem przybyło trochę więcej drobiazgów. W teatrze bawiliśmy się cały miesiąc i było naprawdę fajnie. Aż szkoda, że się skończyło.

Potem przyszła mi paczuszka od Kasi, a po niej od Gii. To te książki, tona kosmetyków i jedzenia. M.in. najlepszy piernik świata, konfitura z aronii (to ten słoik, który udaje powidła śliwkowe), pudełko czekoladek i herbata firmy, obok której zawsze przechodziłam, ale jakoś nigdy nie udało mi się jej kupić. Przepysznie pachnący krem do rąk Yves Rocher i różana sól do kąpieli (bo wiecie, mam teraz wannę i nareszcie MOGĘ). Powalająca paczka. Kolejna z tych, po których szalonym otwarciu nie wiem, za co zabrać się najpierw (powiem Wam, że zdecydowałam się na czekoladki, które połknęłam w zawrotnum tempie i nie wiem, jak smakowały, bo tak szybko je zjadłam).

Jeszcze zostałam teatralnie uraczona bonem prezentowym do księgarni, czego efektem jest "Ein ganzes halbes Jahr" i dodatkowo kieliszkiem wypełnionym słodyczami, ale nie bardzo mogłam zrobić mu zdjęcie (nie ma go pod ręką, a poza tym słodycze - oczywiście - zjadłam).

I dostałam mojego wymarzonego Dudena do przytulania! Jeśli chodzi o niemiecki i językoznawstwo jestem wręcz perwersyjna i moja kochana L. (równie perwersyjna) uszyła mi dudenową poduszkę. Do niej dołączyła te urocze różowe kolczyki, których jedyną wadą jest łatwa zmienialność kształtu.

Na koniec święta: trochę przedwcześnie (kilka godzin za wcześnie) dostałam rooibosa z firmy Celestial (co wywołało we mnie fontanny płynnego szczęścia) i pasujący do niego kubek (ten biały z milionem kotków zna ostatnim zdjęciu). Do tego książka "Gretchen" Einzlkind, o której od dłuższego czasu marzyłam. Wigilia została uwieńczona dwoma czapkami, szalikiem i dodatkową toną słodyczy, których fotografowanie nie ma sensu. Było ich za dużo.

Co prawda te prezenty (oprócz kasiowego, rzecz jasna) nie są tak spektakularne jak te sprzed dwóch lat, niemniej jestem z ich powodu absolutnie szczęśliwa. Jak widać - bardziej uszczęśliwia mnie, gdy wiem, że ktoś mi coś daje, bo mnie kocha, a nie dlatego, że musi.

Ach, gwoli wyjaśnienia - od mojej rodziny nie dostałam nic. Bo mnie tam nie było. W tym roku rozpieszczali mnie przyjaciele. I mam nadzieję, że ja zdołałam ich uszczęśliwić tak samo, jak oni mnie.
Poza tym od wczoraj posiadam Instagram.

Komentarze

  1. Piękne prezenty, sprawiają wrażenie cudownej prezentowej obfitości i różnorodności :D
    Poznaję nóż z ostatniego zdjęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. da się Ciebie gdzieś złapać? ;d facebook, mail, cokolwiek? od nie pamiętam kiedy czekam, aż będziesz na facebooku! tesknie oxox

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poduszka sprawiła, że mi się przypomniał taki mały suchar: "A niech mnie Duden świśnie!" :D.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS