Phenome: Nourishing deeply sweet scrub, czyli po prostu peeling do ciała z serii cukrowej.

 Moje pierwsze spotkanie z tą serią było kremem do rąk. Potem Kasia uraczyła mnie peelingiem, z którym się mordowałam, żeby go otworzyć (co możecie zobaczyć na filmiku z moim polskim Eco Emi). Z peelingami mam taki problem, że generalnie mało który mnie zadowala na dłużej niż miesiąc i zwykle się denerwuję i ostatecznie zużywam je do stóp. Phenome tego losu nie podzieliło. Ale trudno, żeby było inaczej.

Zacznę od opakowania, które jest największą wadą produktu. To diabelnie ciężki szklany słoik. Gdyby spadł mi na nogę, wypadłszy uprzednio z moich rąk pod prysznicem, prawdopodobnie wrzasnęłabym z bólu i śmiertelnie się obraziła na pięć minut. Mimo że ciężko mi to było na początku otworzyć, to niestety olejki się trochę wylały w trakcie podróży, dlatego szczelnością też nie grzeszy. A tych pięknych olejków (patrz: skład na zdjęciu) ogromnie szkoda! Ciężkie to, nieporęczne i nieszczelne. Co prawda ładnie i elegancko wygląda, ale na pierwszym miejscu powinna stać funkcjonalność.

Zapach jest absolutnie obłędny - typowy dla tej serii. Słodki, rozgrzewający, obezwładniający. Kiedyś określiłam do jako połączenie rumu i marcepanu. Nie jest to bezpodstawne, w końcu rum tworzy się z trzciny cukrowej, a marcepan z migdałów, z których olej znajduje się w składzie. Wystarczy powąchać ten peeling, by mieć ochotę zanurzyć w nim łyżeczkę i go zjeść. Dlatego używanie go sprawia nie mniejszą rozkosz.

Konsystencja to cukier zatopiony w olejkach. Czyli dokładnie to, co byście osiągnęli, zalewając łyżeczkę cukru kilkoma kroplami oleju. Nie jest kremowy, lecz mocno ziarnisty. I, jak to peelingi cukrowe mają do siebie, jest skuteczny, choć wystarczająco delikatny, by nie zrobić sobie krzywdy.W końcu cukier pod wpływem temperatury i tarcia się rozpuszcza. I pachnie...

I teraz najważniejsze, czyli działanie. Zwykle po peelingach wyskakują mi jakieś krostki (to samo mam z balsamami do ciała i znalezienie czegoś, co moja skóra zniesie bez śladu protestu, jest dość trudne), czy inne paskudztwa. Moja skóra szybko przyzwyczaja się do wszelakich kosmetyków i po jakimś czasie przestaje na nie reagować - dotyczy to również peelingów. Mogą sobie ścierać, ale moje ciało mówi, że go to nie obchodzi. Co najwyżej później mi powie, co o mnie myśli. Z Phenome tak nie ma. Zapewne ma tu dużo do powiedzenia ten cudownie naturalny skład, który ma raczej małe szanse, by mnie podrażnić w jakiś sposób. Moja skóra jest gładka, ładnie nawilżona (na upartego nie potrzebuję po tym peelingu żadnego balsamu - dziękuję Wam, o cudowne olejki!) i pachnie tak obłędnie... Ten peeling nie maltretuje, tylko pielęgnuje. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś tak świetnym, co działa u mnie tak samo dobrze od początku do końca.

Używam go od marca, raz lub dwa w tygodniu (czasem trzy, jak uważam, że mam prawo się rozpieścić), nie jestem szczególnie oszczędna, ale mam jeszcze 1/5 opakowania. Widać, że zbliżam się do końca, co mnie nie cieszy, bo będę tęsknić. Jest dość wydajny, czego się po nim absolutnie nie spodziewałam. Mimo to uważam, że wydajność zależy głównie od użytkownika.

Czy zdecyduję się na niego ponownie? Jak najbardziej. Wcześniej postaram się przetestować jeszcze jedną naturalną firmę, której zaletą jest to, że jest znacznie tańsza. Jeśli się sprawdzi, zobaczymy. Niemniej jestem pewna, że za Phenome będę ogromnie tęsknić. Tego zapachu, działania i radości używania nic nie jest w stanie zastąpić.

Cena i dostępność: 139 zł za 200 ml produktu. Obecnie na stronie internetowej firmy jest na niego -20%, czyli kosztuje 111 zł. Peeling, jak i inne produkty Phenome, można znaleźć w ich sklepach firmowych oraz w Internecie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS