Oder-Spree-Land

Niemcy mogą kojarzyć się ze wszystkim - samochodami, piwem, fioletowymi krowami... ale ja nigdy nie wpadłabym na to, że mogą być bajecznie zieloną krainą przeplataną wodnymi kanałami - niektórymi cudownie zarośniętymi strzałkami wodnymi, liliami i innymi bliżej mi nieznanymi roślinami. Nie dziwi nikogo para płynących przez Alte Spree łabędzi wraz ze swoim brzydkim kaczątkiem, gdy po drugiej stronie radośnie bawi się rodzina kaczek. Dookoła latają ważki (akurat trwa okres godowy, więc zwykle sklejone ze sobą po dwie), a raz na jakiś czas z krzaków nagle wylatuje czapla ze swoim łupem. W końcu to miejsce idealne dla rybaków.

Przez całą tę krainę (która rozciąga się na południowy-wschód od Berlina) ciągną się niezliczone rzeki, kanały, odnóża i jeziora. Dookoła jest pełno zieleni i, jak to w Niemczech, wszystko ma swoje zasady. Łodzie motorowe nie mogą płynąć rzekami (za to kanałami już tak), woda nie jest co prawda krystalicznie czysta, ale metr lub więcej wgłąb można coś dostrzec. Brzegi są naturalnie zarośnięte. A gdy wypłynie się kajakiem... chce się po prostu tam zostać. I nie wracać. Gdyby nie ryzyko wywrotki, zabrałabym ze sobą aparat, żeby pokazać tę cudowność. Niestety mam tylko jedno zdjęcie znad kanału w Lübben, które nijak nie oddaje tej kilkunastokilometrowej podróży przez Alte Spree i zachwycania się po prostu naturą. Czułam się jak wiking, który płynie do jakiegoś celu. I było mi z tym po prostu dobrze.

Te kilka dni urlopu spędziłam nad wyraz aktywnie. Co prawda planowałam codzienne biegi (i nie pobiegłam ani raz), ale nie spodziewałam się rowerowych wycieczek (ostatni raz siedziałam na rowerze kilka lat temu!) na kilka kilometrów, potem prawie godzinnego intensywnego pływania w jeziorze, drogi powrotnej... a potem jeszcze innych zabaw wymagających aktywności fizycznej. Kajakowanie (i noszenie kajaka do wody i z wody - ciężkie to draństwo!), bieganie po schodach... spacery. Zdecydowanie się nie nudziłam. Czasem mam wrażenie, że mogłabym zamieszkać w wodzie. I nie chodzić spać. Byleby tylko coś robić, być w ciągłym ruchu.

Dzisiejszy powrót do Frankfurtu był powrotem do rzeczywistości. Nagle bajkowa kraina zniknęła, beztroskie dni też. I choć nie miałam całkiem wolnego czasu, to jednak miałam mój absolutnie cudowny urlop. Który właśnie się skończył.

Przy okazji zaliczyłam typowo niemiecką sobotnią imprezę, wyskakałam się na wielkim gumowym dmuchanym czymś (i nabawiłam się otarć na różnych częściach ciała), rzucałam gumiakiem i zostałam pogryziona przez komary. Nie żałuję ani jednej z tych rzeczy. A nawet gdyby, to wynagrodziłaby mi to mirabelkowa marmolada.

Komentarze

  1. Ciszę się, że tak dobrze spędziłaś swój urlop i jesteś z niego zadowolona. (:
    Sama bym się wybrała nad wodę, ale w moim przypadku jest to nader niebezpieczne. Zresztą, sama wiesz. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! :) Jak na pierwszą pomadkę to nie chciałam szaleć cenowo :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS