10 kroków do lata: jedzeniowy tydzień.

Nie miałam zielonego pojęcia, z której strony ugryźć ten temat. Gdy jest się w biegu i trudno podjąć się czegokolwiek, to myślenie o jedzeniu ogranicza się zwykle do drożdżówki (poniedziałkowe śniadanie), banana (połowa posiłków w tym tygodniu), czy kanapki z serem pleśniowym (hem, codziennie?). Owoce gdzieś umykają (choć naszła mnie ochota na jabłka i troszkę się nimi żywiłam - gdy tylko pamiętałam, by je kupić), a słodycze się na mnie patrzą (postarałam się zdrowo przerzucić na gorzką czekoladę, ale w bólach mi to przyszło i ostatecznie w czwartek pożarłam całą tabliczkę - 200g - białej). Poza tym to ostatni tydzień miesiąca - biorąc pod uwagę, jak wyglądały moje finanse w maju, cud, że w ogóle cokolwiek w portfelu miałam, by móc w ogóle celebrować ten tydzień.

Skupiłam się na zupach. I innych rzeczach, już mniej zdrowych (pizza, której zjadłam dwa kawałki, a z pozostałych wyjadłam krewetki i ananasa; spagetti z pesto i dużo, dużo, dużo pieczywa, ciasta, ciastek i pieczywa raz jeszcze - czy ja nie próbowałam jakiś czas temu tego zredukować?). W poniedziałek pomidorowa, we wtorek zaś zjadłam zapiekankę twarogową z jabłkiem i sosem waniliowym oraz sałatką z cukinii i ziemniakami, potem ciasto, zresztą ciasto jadłam też na śniadanie. Wieczorem zaś jajka sadzone z mizerią i kaszą gryczaną (którą pierwszy raz w życiu jadłam). Nastąpiła środa, którą jakoś przewegetowałam na papryce nadziewanej ryżem i serem kozim, wieczorem pudding waniliowy, a potem o północy zupa z soczewicy. W czwartek było śniadanie - ciasto. Potem był obiad - zupa-krem z zielonych szparagów, którą sobie zażyczyłam (jak to dobrze mieć kogoś, komu można powiedzieć, co się chce zjeść i ta osoba po prostu pójdzie, kupi, ugotuje i nakarmi), do niej sałatka. Ciężko powiedzieć, czy w czwartek jeszcze coś jadłam... A tak! Ciasto, oczywiście. Które dostałam w ramach narzekania na to, że jestem głodna. Całego nie zjadłam, zostało na śniadanie na piątek. Czyli już wiecie, co wtedy jadłam. Potem na obiad było wspomniane spagetti z pesto, potem moje jęczenie, że jestem głodna, jedna nektarynka, cztery bułki z serem i kiszonym ogórkiem oraz sałatą, a potem wspomniana też wcześniej pizza (bo byłam głodna, ale potem mi się odwidziało). W sobotę (ee, to wczoraj?) na śniadanie kanapki z niebieskim serem, Lion, nieumyte winogrona, potem banan, orzechy laskowe, znowu banan, dwa croissanty i plasterek średniowiecznej goudy, dwa jabłka... A dziś kanapki z serem pleśniowym, dwie trzecie strucli serowej z Biedronki, cztery cukierki czekoladowe, a teraz rozważam pełnoziarniste spagetti z niebieskim serem. Tylko muszę się ruszyć do kuchni. Miało być z twarogiem, ale chyba poczułam, że za dużo słodkiego...

Co prawda nie ugryzłam tego tygodnia, jak należy, ale przynajmniej wiem, co jadłam. Gdzieś tam w międzyczasie należy umieścić pojedyncze czekoladki i czekolady i nagle obraz mojego żywienia się w tym tygodniu nabierze ostrości...

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS