10 kroków do lata: Sportowy tydzień.

Muszę przyznać, że trochę naciągnęłam ten tydzień i zamiast sportowego, zdecydowałam się po prostu na aktywny fizycznie. Powinnam przez przynajmniej trzy dni coś robić ze swoimi wątpliwej (choć i tak lepszej niż trzy miesiące temu) jakości mięśniami. Efekty oceńcie sami, bo ja jestem na granicy samozadowolenia i wyrzutów sumienia.

Poniedziałek: Ćwiczenia rozciągające, które uważam za swoją osobistą porażkę. Bo co prawda je zrobiłam, ale zdecydowanie efekt nie był taki, jak oczekiwałam. Podziękujmy braku koordynacji ruchowej.

Wtorek: Tu już się coś działo. Z racji Nocy Walpurgii (miałam napisać o tym post, ale już się przeterminowało, więc chyba zrezygnuję) utrzymywałam się na dwóch kijach, uciekałam w popłochu (czyli zwyczajnie szybko biegałam) przed dziećmi, wiedźmami i wilkołakiem oraz gnomami, następnie wisiałam na rzeczonych kijach, a potem tańczyłam dookoła ogniska.

Środa: Wyjechaliśmy na jakąś wieś oddaloną od Frankfurtu o czterdzieści minut drogi i przekopywaliśmy tam ogródek. Dosłownie. Moje mięśnie jęczały z bólu wieczorem, ale do akademika już zostałam zaniesiona (jeśli widzieliście kogoś wiszącego na kimś w Słubicach lub Frankfurcie, byłam to ja). Przy czym od utrzymywania się też wszystko mnie bolało. Do tego jeszcze dłuuugie huśtanie się na huśtawce. Oj, ruchu miałam co niemiara...

Czwartek: To był leniwy dzień. Chyba że podskakiwanie z radości z powodu nowego telefonu można uznać za aktywność.

Piątek: Wyjazd do Berlina, czyli dłuuugi spacer. Z akademika na Bahnhof, a potem wycieczka po Berlinie.

Sobota: Bez komentarza.

Niedziela: Spacer, wbieganie do Odry w butach, huśtanie się, próba zawiśnięcia na jakimś urządzeniu ze ścieżki zdrowia, uciekanie przed przyjaciółmi (na obcasach), a na końcu skakanie jak wariatka po grających klockach.

W planach miałam jogging, ale Z. nie była zainteresowana. Był też basen, ale choć dopiero początek maja, ja już praktycznie nie mam pieniędzy, więc tak jakby było mniej sportowo, niż zamierzałam.

Zresztą śmiech też ma wpływ na mięśnie. A chyba nie było w zeszłym tygodniu dnia, bym tego nie robiła. To był dobry tydzień.

W tym zaś zajmujemy się włosami. Kto wie, co z tego wyjdzie. Ale cieszę się na jutrzejszy jogging.

Komentarze

  1. Świetny post :D Czytając go uśmiech nie schodził mi z buzi. Tydzień sportowy oficjalnie uważam za zaliczony! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS