10 kroków do lata: duchowy tydzień.

Może zauważyliście, że o poprzednim - wodnym - tygodniu nic nie napisałam, ale co tu się chwalić porażkami... Nie podołałam piciu dwóch litrów wody dziennie, mój rekord to 1,75 litra w drugim dniu. Potem już coraz mniej, a w czwartek ruszyłam w drogę do domu i nagle moje picie się skończyło. Przynajmniej w takich ilościach.

Nie wiem, czy mój tydzień był duchowy. Myślę, że poniekąd tak. Jednak, jak wspomniałam w poprzednim poście, jestem przemęczona i moje poniedziałkowe czytanie i przemyślenia w drodze skończyły się snem przez całą podróż - w trzech środkach lokomocji. Po powrocie spędziłam przyjemny wieczór, ale czy on obok ducha chociaż stał? Ciężko powiedzieć, bo pamiętam tylko, że był przyjemny. We wtorek zaś miałam romans z łaciną, która choć martwa, zdecydowanie odbiera ducha wszystkiemu, co żyje. Ale! w trakcie pisania ostatniego kolokwium w tym semestrze zostało mi jeszcze wystarczająco czasu, bym skończyła jedno opowiadanie (na którego ukończenie nie miałam czasu, a jakże by inaczej) i napisała kawałek innego. Chyba za bardzo siedzę ostatnio w fan fiction Harry Potter (a może raczej Dramione i HGSS). To mogę zaliczyć jako coś duchowego. Potem trzy dni Dni Teatru (a ja tak się zapędziłam, że zaczęłam pisać jeszcze o ubiegłym tygodniu i moich problemach z kręgosłupem), które duchowo stały na wysokim poziomie - jeśli tylko duchowość traktujemy jako synonim zadowolenia. Trzy dni spędzone w pełni w tym miejscu grzechu (no dobrze, każdego dnia ruszałam się, by spędzić czas na choć jednych zajęciach), oglądając przedstawienia, biorąc udział w warsztatach i pełniąc rolę odźwiernego - lub po prostu zamieniając się z kimś na role. Ciekawie dla odmiany być kimś innym, ale obserwowanie tego kogoś będącego mną jest jeszcze lepsze... Potem próba przygotowania referatu, który dziś kompletnie zawaliłam (ej, czy ja przed chwilą nie wspominałam czegoś na temat nie chwalenia się porażkami?). Tutaj mój duch poległ na pełnej linii. Ale Kafka i Żydzi to wdzięczny temat. Ja po prostu nie umiem o nim opowiedzieć... W sobotę poszłam do teatru na przedstawienie, które i tak znam na pamięć, a potem wieczorem wyjechałam z Frankfurtu, by spędzić sobotni wieczór i niedzielę w niemieckim otoczeniu - bez możliwości kontaktu z polskim. I myślę, że to zrobiło dla mojego ducha najwięcej. Jednak mniejsza o szczegóły. Była i lektura, i muzyka, i dobre towarzystwo. Czegóż chcieć więcej? No, i ten Kafka... A także wyspanie się dla odmiany i najbardziej abstrakcyjny sen w moim życiu - przynajmniej pod pewnym aspektem.

Ach, i do ducha! W czwartek zostało dokonane niezwykłe odkrycie w teatrze - że w niedzielę miałam urodziny. I w ten oto sposób dostałam własny tort z ciasta "bez wszystkiego" (dla zainteresowanych: bez glutenu, laktozy i cukru, którym przy okazji się o mało nie zabiłam, bo te ciast(k)a mają to do siebie, że bywają suche jak piasek...) z wetkniętą weń papierową świeczką, którą ku uciesze wszystkich podpaliłam i sobie zdmuchnęłam. Dwa razy, bo jakoś tak wyszło, że pierwszego razu nie wszyscy widzieli.

Teraz zaś idę się zabrać za mojego Hamleta - postanowieniem jest skończyć go w tym tygodniu i zamierzam tego dokonać. Dziś i tak nie zamierzam się kłaść spać na dłużej niż dwie godziny... Do tego herbatka ajurwedyjska, która mi mówi:

Find the true source of happiness

Myślę, że je znalazłam. Składa się na nie wiele pomniejszych źródełek, ale - o dziwo - jakieś są. Dawno tego nie doświadczyłam. Mam wrażenie, jakby moje życie rozpoczęło się dopiero trzynastego lutego tego roku.

Komentarze

  1. To jest trochę błędne myślenie, poniekąd wpajane w wielu dietach - zaleca się spożywanie ok. 2litrów wody dziennie - ale ŁĄCZNIE :D
    Liczy się woda z owoców, warzyw, woda spożywana łącznie ze wszystkim, co jemy.
    Bo biorąc pod uwagę normalne posiłki, owoce i warzywa + jeszcze dodatkowo 2litry wody... No nie każdy żołądek tyle wytrzyma - mój z pewnością nie :D
    Także trzeba po prostu racjonalnie dzielić swoje porcje, by zapewniały nie tylko witaminy i minerały, ale też dobre nawodnienie. Nie ma sensu rozpychać (i zapychać) swojego żołądka samą wodą:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Codziennie tracimy z organizmu ok. 3 litrów wody. Minimum jakie powinniśmy wypić to 2 litry, pozostałe niedobory są uzupełnianie przez jedzenie, owoce, warzywa itp. Ja spotkałam się z takim rozumowaniem. Przy czym jeśli uprawia się sport, zapotrzebowanie jest dużo większe. A to ciekawe co piszesz. Teraz czuję się skołowana :)

      Alinka "Myślę, że je znalazłam. Składa się na nie wiele pomniejszych źródełek". Trafiłaś w dychę :D!!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS