Zakupy i zachód słońca nad Odrą.

Nadszedł czas, który wydaje mi się nie dość, że absurdalny, to jeszcze nieprzyjemny. Wolny weekend. Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś takiego mnie spotkało, ale wtedy nie byłam uzależniona od teatru i gdzieś w moich wnętrznościach czuję wręcz przymus pójścia tam, choć wiem, że nikogo nie ma... Czas wolny jest przereklamowany. Próbowałam się nawet dzisiaj wyspać, ale od szóstej rano najchętniej bym wstawała co pięć minut. Ostatecznie udało mi się jakoś (wielkim wysiłkiem) pozostać w łóżku do za dziesięć dziewiąta... Powiem Wam, że to koszmar.

Postanowiłam więc w ramach pocieszenia wybrać się na zakupy. Chciałam kupić jedynie wino i chleb (bo w portfelu pieniędzy już nie mam - to koniec mojego niezorganizowanego miesiąca), ale jakimś pechem miałam w portfelu jeszcze karty płatnicze i uznałam, że skoro w maju i tak muszę kupić pewne rzeczy, to zrobię to teraz, a od majowego budżetu odejmę to, co wydałam. Nie jest źle - kupiłam tylko jedną niedozwoloną rzecz, ale jest tak doskonała, że zdecydowanie nie uznam jej za zły zakup.
 Zakupy w DM były konieczne. Moje włosy mają już szczerze dość jaśminowej maski z Kallosa (ale skoro używam jej prawie codziennie od pół roku... każdemu by się znudziło - małe przerywniki na jakąś obciążającą odżywkę oraz na inne rzeczy nie pomogły), więc kupiłam to, na co patrzyłam od dłuższego czasu - perłowo-figową maskę z Balei. Do tego szampon Alverde (BabyDream mi się kończy, a też zapragnęłam odmiany) - wybrałam ten, bo oleje były najwyżej w składzie z tych szamponów, które mnie zainteresowały. Balsam do ust Alverde był kolejną koniecznością, bo Carmex mi się parę tygodni temu skończył, a używanie Burt's Bees, który jest mimo wszystko też kosmetykiem kolorowym zrobiło się nudne. I choć lubię jego kolor i działanie, to potrzebuję czasem bezbarwnego balsamu. I w ten sposób wróciłam do mojego kochanego nagietkowego Alverde.
 To już zdecydowanie wyższa potrzeba, a raczej dręczenie mnie przez Gię, żebym w końcu kupiła jakieś słuchawki (poprzednie spotkał ten sam los, co zasilacza do Wunderkinda), bo ani nie mogę nic obejrzeć, ani posłuchać. Mieszkanie z kimś ma zdecydowane wady. A Gia uwielbia podsyłać mi linki, które musiałam przez tydzień ignorować, bo czas, gdy byłam sama, nie zdarzał się często. Zatem mam słuchawki. Mam nadzieję, że się ucieszysz, Schatz.
 To jest ten zbędny zakup. Moja sukienka niemal doskonała (ciut mniejszy dekolt poproszę), która jest adekwatna do mojego idealnego stylu. Swoją drogą to też moja osobista porażka, bo teraz zdecydowanie można powiedzieć, że kupuję w sieciówkach... Ale cóż. Ona jest piękna. Gdy ją przymierzyłam, wiedziałam, że jeśli jej nie kupię, będę sobie to wyrzucać do końca życia (jak kiedyś w podstawówce powiedziałam mamie, że nie chcę pewnej spódnicy, a trzy dni później gorąco jej zapragnęłam, lecz niestety w sklepie jej już nie było - oj, zdarza się czasem... a to wyrzucam sobie po dziś dzień). Czarna, prosta i gdy przytyję, wciąż się powinnam w nią zmieścić, bo choć to rozmiar 34, czuję, że odrobina więcej ciała także by tam weszła. Jest piękna i koniec. Bez dyskusji.
I ostatnie, choć nie najmniej ważne i wcale tego nie kupiłam. Zaproszenie na Komunię Kotka. To oznacza, że zdecydowanie jadę w maju do domu.
Pierwsze zdjęcie z lampą, drugie bez. Odra potrafi czasem zachwycać kolorami, które się w niej odbijają...

Wracam do próby pogodzenia się z wolnym weekendem, ale tak bardzo chcę poniedziałek!
Zaś w czwartek będę miała nowy telefon. Jestem bardzo zniecierpliwiona!

Komentarze

  1. Sukienka jest przepiękna - będziesz wyglądała bardzo elegancko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna sukienka i ten nagietkowy balsam, kuszący. A ja taką maskę mam tralala, otworzę ją jak skończę Vaxa :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS