W Krakowie.

Po moich krakowskich latach i ogromnej miłości do tego miasta, nie mogę go ostatnio znieść. Krakowski smog, zadymienie i inne niezdrowe rzeczy w powietrzu stały się zauważalne nawet dla mnie - i to od pierwszej chwili, gdy oddycham krakowskim - zdecydowanie nie królewskim - powietrzem.

A jednak - kocham to miasto. Zawsze mam w sobie to pełne uczucie, ten zachwyt. I wciągam to brudne powietrze głęboko w płuca, by poczuć mój dom. Czasem chce mi się płakać ze wzruszenia i jestem tego bliska. Uśmiecham się jak głupia do siebie samej i idę przed siebie - moimi ulicami. Oglądam, co się zmieniło. Notuję w pamięci daną chwilę. Nie mam Krakowa często, więc staram się z tego korzystać. Niestety raczej na stałe do niego nie wrócę, jeśli ktoś nie oczyści go z tego unoszącego się w powietrzu paskudztwa...

Tym oto radosnym wstępem chcę Wam opowiedzieć o moich pięciu godzinach w Krakowie trochę ponad tydzień temu. Na trzy dni w domu niestety nie miałam czasu, by pobyć tam trochę dłużej (dzieci były dla mnie priorytetem, dlatego też moje przyjaciółki musiały pogodzić się z faktem, że miałam dla nich tylko chwilę), więc dzień został ściśle zaplanowany.

Na dzień dobry była mała wycieczka do Decathlonu po sportowe buty dla mnie (zażyczyłam sobie prezent urodzinowy dwa miesiące wcześniej, żeby mieć wreszcie w czym biegać, bo jogging w trampkach zdecydowanie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie). Buty mam, bardzo fioletowe (może kiedyś pokażę?). Do tego jeszcze sportowe spodnie, zdrowy batonik i można ruszać w miasto. Z dziewczynami umówiłam się na 10:30, choć sama już o 10 miałam szczęście być na miejscu. Wysiadłam przy Filharmonii, przeszłam Placem Wszystkich Świętych na Grodzką (rzuciłam też okiem na mój ulubiony krakowski kościół z myślą, żeby do niego wstąpić, czego nie zrobiłam). Znalazłam też drzewo, na którym wisiały plasterki pomarańczy. Słońce przebijało się przez liście, co mnie niesamowicie urzekło, a niestety mój brak talentu fotograficznego sprawił, że zdjęcia nie wyszły tak ładnie. Kawałek dalej zaś jakiś mężczyzna wjeżdżał samochodem na parking i mnie - uwaga! - przepuścił. O ile w moim obecnym miejscu zamieszkania nie jest to dziwne, to w Krakowie, wśród tego grona nieuprzejmych egoistów (w sumie ja się do nich zaliczam...), jest rzeczą niebywałą, że ktoś kogoś gdzieś przepuści i to w dodatku z uśmiechem!

Z nadmiaru czasu poszłam do Empiku na Rynku i cudem powstrzymałam się przed kupnem chyba pięciu książek w outlecie (dwie Anne Rice, dwie Richelle Mead i jedna książka z serii Cherub Roberta Muchamore). Bolesne, ale udało mi się powstrzymać. Potem dotarłam do mojego ulubionego miejsca na spotkania w Krakowie - do Czarki. Tam wypiłam matcha latte, zjadłam imbir kandyzowany, zdążyła przyjść Z. Porozmawiałyśmy, pośmiałyśmy się ("Co miałaś w tej herbacie?!"), przeanalizowałyśmy FFHP i pobyłyśmy ze sobą. Zamówiłyśmy herbatę i przyszła spóźniona O. Herbata zniknęła, zamówiłyśmy kolejną. I tak radośnie ze sobą chwilę pobyłyśmy. Za krótko, ale niestety... nie można mieć wszystkiego. Wiele bym dała, by móc pobyć z nimi dłużej, jednak dwóch rzeczy, które ograniczały mi czas oddać nie zamierzałam - dzieci i teatru. Sama O. zauważyła, że czasem zdarzało jej się widywać mnie szczęśliwą, ale nigdy to nie był czas permanentny...

Potem wróciłam do dzieci. Poczytaliśmy książkę ("Zuźka Zołzik podrywa pięknego Stasia", czy jakoś tak) i nie ja jestem winna doszukiwania się podtekstów w tej książce, ale dostaliśmy głupawki (oficjalnie stwierdzam, że dwunasto- i dziewięciolatki mają czasem wyjątkowo nieprzyzwoite kiełbie we łbie). Potem gra w Monopol (chcieliśmy nagrać filmik, ale padła mi bateria w aparacie), aż dzień się skończył i musiałam zniknąć...

Choć czasu było mało, myślę, że wykorzystałam go maksymalnie dobrze.

Komentarze

  1. Ja też bardzo kocham Kraków i mam co do niego podobne odczucia. Mieszkałam tam siedem lat i nigdy tych lat nie zapomnę. Czasem mi się śni, że tam wracam. Ale wiem, że na dłużej niż kilka dni już nie wrócę. Musimy się tam kiedyś spotkać i pójdziemy razem do Czarki. Gdzie jest Czarka? Nigdy tam nie byłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała :).
      Na Floriańskiej, po prawej stronie, gdy idziesz od Rynku, w pierwszej połowie ulicy. Wchodzisz w taką bramę (jest w niej też sklep jubilerski) i tam schodkami w dół prosto do Czarki :).

      Usuń
  2. Ja podobnie tęsknię za Poznaniem...A do Krakowa mam sentyment, to było pierwsze duże miasto, które odwiedziłam jako dziecko :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS