Porównanie kremów do rąk: Phenome vs. Alverde.



Phenome

Ten krem to mój phenomowy debiut. Dostałam go od Kasi. Jest z jej ulubionej serii zapachowej - trzcina cukrowa. Pierwsza aplikacja od razu sprawiła, że się zachwyciłam - wchłania się bardzo szybko, ale pozostawia na skórze delikatną warstewkę ochronną. Nie trzeba używać go szczególnie dużo, ma rzadką konsystencję, która dobrze się rozprowadza. Poza tym niesamowicie pachnie. Nie znoszę ani rumu ani marcepanu, a ten zapach to jakby połączenie aromatów tych dwóch produktów. I ku mojemu zdziwieniu jestem nim zachwycona. Nie mogę się powstrzymać od wąchania moich dłoni, gdy się nim posmaruję. Przywołuje miłe myśli. Myślę, że masło do ciała o takim zapachu byłoby cudowne.

Wróćmy jednak do działania. Przez dwa miesiące użytkowania go moje dłonie były w bardzo dobrym stanie. Bez przesuszeń, nawet skórki przy paznokciach się względnie dobrze zachowywały (a moje smarowanie rąk ma jakąś niezdrową tendencję do pomijania ich, szczególnie, gdy myję ręce milion razy dziennie, a nie po każdym myciu je kremuję...). Byłam zaskoczona. Odkąd jestem w teatrze, nie używam go tak często (ani żadnego innego), bo zwyczajnie nie mam czasu, by o tym pamiętać, dlatego ich stan się pogorszył, ale prawie dwa miesiące trwałego zadowolenia ze stanu dłoni to jest coś.

Po pierwszym tygodniu byłam pewna, że wydajność będzie kiepska. Jednak używając kremu 3-4 razy dziennie po dwóch miesiącach wciąż mam jeszcze trochę w tubce (ale już zdecydowanie końcówka...).

Jedyne, co mi się nie podoba, to opakowanie (i cena, ale do tego dojdziemy później). Jest metalowe, dlatego im bliżej końca, tym gorzej się wydostaje krem. Dziś zaś pękło mi w jednym miejscu w załamaniu i przez małą dziurkę wydostaje się mój cudownie pachnący krem, co oficjalnie doprowadziło mnie do szału.

Jednak sam krem absolutnie uwielbiam. I prawie pobił mojego innego życiowego ulubieńca, a mianowicie...
 
Alverde

To pierwszy krem do rąk, przy którym odkryłam, że się do czegoś nadaje. Kupiłam w ramach blogowych szałów na Alverde (i po tym, jak zachwyciłam się balsamem do ust z tej firmy) i przepadłam.

Krem jest gęsty, nawet bardzo. Mimo to wchłania się tak szybko jak nic innego (nawet wodzie zajmuje to więcej czasu). Nie pozostawia po sobie jednak żadnej warstwy, co trochę przeszkadza. Ale z drugiej strony do pracy przy komputerze jest dobre, bo nie zatłuści się wszystkiego (przy Phenome także nie ma tego problemu). Bardzo dobrze nawilża. I był to mój absolutny i niepodważalny numer jeden, dopóki nie trafiło do mnie Phenome.

Zapach jest dość zabawny. Nagietkowy. Na początku go nie lubiłam. Moja współlokatorka określiła go jako: "orzeźwiający, lekko słodki, przypominający o wakacjach". Dla mnie jest ziołowy, trochę mdły, w tle majaczy gdzieś słońce. Dziś wyczuwam w nim nawet pieprz (ale mojemu katarowi nie można ufać). Kolega zaś za każdym razem, gdy smaruję sobie tym kremem ręce, pyta, co tu tak ładnie pachnie. I choć teraz mnie ten zapach nie denerwuje, nie uważam go za ładny. Trzcinie cukrowej nie dorasta do pięt.

Jest również bardzo wydajny. Poprzednie opakowanie wystarczyło mi na parę miesięcy, nie wiem, ile dokładnie, ale byłam zaskoczona, że tak długo.

Działanie ma praktycznie takie jak opisane powyżej przy kremie Phenome. Nie mam mu nic do zarzucenia. Nad Phenome ma jednak jedną zaletę: cenę. Kosztuje w okolicach dwóch euro za 75ml. Phenome zaś za 50ml - 50 zł.

Reasumując:
Oba kremy są naprawdę świetne i stoją u mnie na równi. Phenome ma przewagę w zapachu i delikatnej warstwie ochronnej (oraz w składzie), a Alverde w cenie i opakowaniu. Działanie mają bardzo podobne, ciężko zauważyć różnicę. Alverde przegrywa też trochę w dostępności. Ale to już kwestia punktu siedzenia, bo u mnie to akurat jego zaleta... Myślę jednak, że sama - gdybym była skłonna wydać tyle pieniędzy na krem do rąk i byłoby mnie na to stać - skłaniałabym się raczej ku Phenome. Dla zapachu i powłoki ochronnej (hihihi, śmiesznie brzmi słowo "powłoka", ugh, chyba mam lekką gorączkę, że też nie ma mnie co bawić...).

Komentarze

  1. Fajnie się czyta inną opinię o kosmetyku, który się uwielbia i przerobiło się kilka tubek :) Interesujące doświadczenie :)) Ciekawe czy spodobałby Ci się zapach linii migdałowej. Hmm....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS