Berlin.

Wczoraj spędziłam praktycznie cały dzień w Berlinie. Z uczelni mieliśmy zaplanowany wyjazd do Muzeum Komunikacji na wystawę, a następnie wykład dotyczący komunikacji międzykulturowej - czyli coś idealnie dostosowanego do naszego kierunku studiów. Ja pojechałam jednak wcześniej, by zakupić kilka rzeczy do Supertajnej Paczki, o której dowiedzie się więcej za parę tygodni. Jednak czasu miałam trochę za dużo, więc zdecydowałam się "pozwiedzać". Tyle że polegało to na chodzeniu między budynkami, których nie znałam, w okolicy Alexanderplatz. I dostałam wczoraj jakiejś obsesji na punkcie Wieży Telewizyjnej i gałęzi, więc cały czas robiłam jej zdjęcia.

No i jadłam. Cały czas byłam głodna, ale zdołałam sfotografować tylko jedną rzecz. Byłam wyjątkowo niezorganizowana.

Jeden ze sklepów, do których się wybrałam (niestety zdradzić nie mogę jaki) ma kilka filii w Berlinie. Jedna z nich jest na Friedrichstr., ale nie chciałam tam iść, bo wiedziałam, że będę musiała wrócić na Alexanderplatz. W pobliżu miała się znajdować kolejna filia, ale nie zdołałam jej znaleźć, więc ostatecznie pojechałam do tamtej, do której nie chciałam. Potem musiałam wrócić. Z okazji rozkopanego Unter den Linden wiele się nie nacieszyłam Berlinem (w dodatku przy Wieży też coś budują, więc Berlin ostatnio nie grzeszy urodą, przynajmniej w tych najbardziej znanych punktach). W dodatku dokonałam odkrycia (jestem ekspertką od dokonywania odkryć oczywistych) - ładnego pomnika czy innej fontanny, której wcześniej nie zauważyłam. Cała ja. Muszę się dowiedzieć, co to jest (jeśli wiecie, powiedzcie, a ja nie będę musiała szukać).

Później muzeum. Dowiedziałam się, że najszybciej chodzą Irlandczycy, a najwolniej Brazylijczycy. Jak myślicie, jakie jest moje tempo? Trochę szybsze niż przeciętnego Irlandczyka. Potem pobiłam gumowego półnagiego samuraja (czy on był samurajem, nie wiem, ale tak go nazwałam) i bolały mnie ręce. Przez chwilę. Zdecydowanie chciałabym takiego samuraja treningowego...

Berlin minął mi szybko. I trochę boleśnie, bo w najróżowszych na nogach trzynaście godzin może zabić...
 

Komentarze

  1. Misiek mnie zabił, ciekawe co to był za sklep ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie na uczelni bieda, nie organizują wyjazdów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten był już w czasie ferii, więc też niezbyt bogato :D. Ale w sumie dobrze, sama bym do tego muzeum nie poszła.

      Usuń
  3. Chyba domyślam się sklepu, ale mam dwa pomysły... :P I faktycznie Berlin teraz strasznie rozkopany i brudny, jak to zimą. Byle do wiosny...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS