Wyzwanie Foto: Dzień 6. - NA TALERZU
Ładnych kilka lat temu (gdy jeszcze młoda byłam) pojechałam z I. do jakiegoś Carrefoura czy innego Selgrosa. Robaczek miał jakieś pięć lat, Kotek była bardzo mała, coś około roczku. I tam na zakupach znalazłyśmy takie talerze. Kupiła jeden dla mnie, drugi dla Robaczka. Talerz, który towarzyszył nam dość długo, dopóki robaczkowy nie został rozbity. Mój trwa w najlepsze. W domu zawsze jadłam na nim, później oczywistością było, że przyjechał ze mną do akademika. Czyż nie jest uroczy? Pamiętam, że Kotek bardzo chciała mi go skonfiskować, ale się nie dałam. Główną jego wadą jest to, że gdy chcę zrobić jakieś ładne zdjęcie z jedzeniem, koty trochę upierdliwie sprawiają, że coś jest nie tak. Czasem marzy mi się jakiś jednobarwny... Ale chyba ten musiałabym wcześniej rozbić, żeby nie musieć się martwić, którego używać. Kto wie, może dożyje ten talerz jeszcze mojego dziecka, miłośnika kotów, który nie odda tego talerza za nic w świecie. Bo Kotek nie jest nim już tak zainteresowana. Ale z drugiej strony... przecież od dawna go nie widziała. Ja zaś nie lubię się rozstawać z moimi rzeczami.
Uroczy :D
OdpowiedzUsuńNie jadłam kawiorowych :D
Ogólnie mam jakiś wewnętrzny wstręt do kawioru :d
Talerzyk jest boski :)
OdpowiedzUsuńJa też mam taki swój talerz, co to moja mama kupiła jeszcze przed moim urodzeniem, potem ja go sobie ulubiłam, dostałam go wyjeżdżając na studia i jest ze mną do dziś... ;)
OdpowiedzUsuń