Co mam nowego. Głównie jedzenie, ale nie tylko.

Weszłam na wyższy poziom abstrakcji. Zaczynam chwalić się jedzeniem (może powinnam jeszcze pójść do lodówki po moje mleko owsiane? Eee). Ale to tylko dlatego, że poszłam dziś do DM i chciałam sobie coś kupić. No i stanęło na musli truskawkowym z amarantusem (chciałam sam amarantus, ale nagle zmieniłam zdanie i wzięłam musli. Chciałam jagodowe, ale było bez amarantusa, więc niech już będzie tym truskawkom...) i soku marchewkowym. I jeszcze jednej rzeczy, ale nie pokażę, bo to tajemnica. Potem kolejny sklep, gdzie popatrzyły się na mnie czekoladowe jajeczka ze strzelającym nadzieniem truskawkowym (idzie Wielkanoc, a styczeń się jeszcze nie skończył...). Potem kolejny sklep i jogurt ananasowy.

Przy okazji wczoraj kupiłam sobie pudełka na żywność i moje musli już w jednym z nich zamieszkało. Nareszcie mam względny porządek w moim jedzeniu.

Ale to nie wszystko. Weszłam sobie do H&M, tak gwoli rozrywki, bo miałam dużo czasu. Popatrzyłam na przecenione rzeczy i znalazłam trzy, które mi się podobały. Obcisła, dość długa biała bluzka w jakieś kwiatki; brązowa koszula z krótkim rękawem i czarne przezroczyste coś. Poszłam do przymierzalni. Bluzka ledwo przecisnęła mi się przez biust (rozmiar XS jest z nim niekompatybilny), ale za to na moim wychudzonym (dosłownie, zaczynam się o siebie martwić) ciele leżała idealnie. Tylko górne partie powinny także schudnąć... Uznałam jednak, że gdy przytyję (przydałoby się, ale już zaczynam się obawiać, że dobrze mi z moją niemal anoreksją), nie wcisnę się w nią, więc z bólem serca odłożyłam. Choć może jeszcze po nią wrócę? To czarne przezroczyste coś to też bluzka, prześwitująca, jak moja nazwa wskazuje, ale ostatecznie uznałam, że nie wiem, co bym z nią zrobiła. Nieważne, że ładna. Wzięłam zatem tylko koszulę. Nie wiem, czemu czuję się w niej trochę jak Indiana Jones i uważam ją za doskonałą na poszukiwanie skarbów latem. Ja i te moje pomysły...

Jeszcze mała wizyta na poczcie po dwie przesyłki. Książka, nowy Pratchett ze Stephenem Baxterem (nie lubię Pratchetta, ale moja przyjaciółka to co innego i wzięłam ją dla niej... choć początek mi się podoba, może dalej będzie równie fajnie). I buteleczka oleju arganowego. Chciałam zobaczyć, czym się wszyscy zachwycają. I się wkrótce dowiem.

W trakcie pisania tego posta wypiłam soczek marchewkowy. Szkoda, że było go tak mało...

Komentarze

  1. Udane zakupy :) Nie próbowałam jeszcze takiego musli, ale ostatnio zazwyczaj robię swoje własne, a właściwie to po prostu do owsiank dorzucam co popadnie - migdały, rodzynki, banany, daktyle...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie lubię Pratchetta i też chudnę najpierw od pasa w górę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS