BIODERMA Sebium Masque - oczyszczająca maska seboregulująca do skóry tłustej i mieszanej

Nie lubię maseczek z glinkami. Nie dość, że jeśli się tego nie pilnuje, to zasycha w nieznośną skorupę (i wtedy staje się bezużyteczne), to mi tak naprawdę nic nie daje. Zakup glinek był jednym z gorszych w moim życiu, bo one same się zużyć nie chcą (dziadostwo jest bardzo wydajne), a używanie ich tylko mnie frustruje.

Chlubiłam się moją niechęcią wobec glinek wszem i wobec (w mojej głowie), aż dostałam maseczkę (z glinką, jak prawie wszystkie maseczki tego świata) z Biodermy. Zakochałam się od razu. To jedyna maseczka we wszechświecie, której działanie u siebie zauważam, którą uważam za sensowną, i której nie dam sobie odebrać! (Sama się skończy i będę musiała kupić, damn.)
Maseczka znajduje się w tubce 40 ml (ja mam wersję "jednorazową", która nie wiem, ile ma pojemności, bo nie byli łaskawi podać).

Od razu zaznaczam, że u mnie wszystkie obietnice producenta się sprawdziły (chyba tylko u mnie, o czym świadczą opinie na Wizażu - z wyjątkiem jednej, która zgadza się ze mną w pełni).

Oczyszcza
Matuje
Reguluje wydzielanie sebum
Wygładza

Zachwyca. Nawet moje naczynka są po niej radosne, cera dodatkowo rozświetlona, a ja po jednym użyciu myślę, że gdybym używała jej codziennie, miałabym cerę-cud. W to akurat nie wierzę. Ten, kto uważa, że jest mało wydajna, chyba ma coś z głową. Albo nakłada pięciocentymetrową warstwę na twarz. Mi ta saszetka do tej pory wystarczyła chyba na cztery użycia, a na dobre dwa powinna mi jeszcze wystarczyć (tubka na pięć użyć? Aż nie wierzę). Poza tym po zmyciu czuję, że moja skóra oddycha. Nie zdarzyło mi się to od dobrych paru lat (a zawsze było to po peelingu z Avonu, którego też od dawna nie używam, bo dla moich nieszczęsnych naczynek jest zbyt ostry), więc powitałam to wrażenie z otwartymi ramionami. Dodatkowo zmniejsza odrobinkę pory.

Aplikacja banalna. Umyć twarz, nałożyć maseczkę, poczekać pięć minut, zetrzeć kolisto-rolującymi ruchami (czyli przy okazji zafundować twarzy miły masaż i zedrzeć z niej zanieczyszczenia), a resztę zmyć. Jednak nie radzę siedzieć w zaparowanej łazience z maseczką na twarzy, bo nie zaschnie, a ma to zrobić. Inaczej zrolowanie jej będzie awykonalne.

Diabelstwo szybko zasycha i generalnie efekt można zobaczyć na zdjęciu. Nie opanowałam jeszcze sztuki równomiernego nakładania (nie, nie nakładam jej na palce, po prostu na nich łatwiej było mi zrobić zdjęcie...), ale nie przeszkadza mi to w niczym. Ma delikatny, przyjemny zapach.

Przeznaczona jest do cery tłustej i mieszanej.
I ja ją kocham. Lepszej maseczki w życiu nie miałam (co uświadomiłam sobie wczoraj, gdy użyłam Kleopatry Dermaglin, która to nie robi nic, ale jeszcze ją pomęczę i spróbuję sobie wmówić, że jest inaczej, a później może Wam powiem, czy podtrzymuję obecną opinię). No ale patrząc na inne zdania, dochodzę do wniosku, że Bioderma stworzyła ją tylko i wyłącznie dla mnie. Polecam zatem sobie, bo Wam się pewnie nie spodoba. Choć ja radziłabym wypróbować.

Dostępność: Zapewne tam, gdzie sprzedają Biodermę.
Cena: Gdzieś w Internecie przeczytałam, że 49,15zł (40ml).

Komentarze

  1. Ja mam taką specjalną szpatułkę, którą nakładam glinki, szybko, wygodnie i nie babram sobie palców. Bardzo polecam, mała rzecz, a dużo ułatwia. I kosztuje grosze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat lubię sobie babrać palce :). Lubię nimi nakładać, ponieważ czuję w tym jakąś naturalność. No i wiem, że jak źle machnę palcem, raczej oka sobie nie wydłubię, ale to już sprawa drugorzędna ^^.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS