Deusz.


Chcę dzisiaj zacząć od tego (najchętniej napisałabym "chciałabym", jednak w jakiś badaniach - żebym ja jeszcze pamiętała... - wyszło, że kobiety częściej używają trybu przypuszczającego, co mnie zdemotywowało do robienia tego samego), że jestem bardzo przewidywalna. Wiedziałam, że nie dam tego postu, jeśli wcześniej wyraźnie nie napiszę, że będzie dziś i koniec kropka. I choć mam milion zajęć, robię to, bo obiecałam i muszę, a obietnic dotrzymuję. Choć zapewne nikt nie ścigałby mnie z siekierą po całej Europie za to, że nie opublikowałam posta o moim kocie.


Tak naprawdę ciężko mi zlokalizować moment, w którym (i przez kogo) zapadła decyzja, że ten kot wyląduje w moim domu. Kot miał być, w wakacje, ze schroniska, jednak zamieszanie związane z moim wyjazdem na drugi koniec świata sprawiło, że kot tracił sens, bo kto by się nim opiekował? Mamy nie było wtedy w domu, a ja miałam zaraz wyjechać. Zaś w akademikach kotów [teoretycznie] trzymać nie wolno. Cóż. Nie ma kota. Pogodziłam się z tą myślą.

W tym czasie u babci objawiło się kocię, będące bratem czy kuzynem mojego poprzedniego Aureliusza [który był gejem i się od nas wyniósł]. Najpierw babcia chciała go wcisnąć mi, jednak nie mogła. Kot w końcu został u niej (o jakże kreatywnym imieniu Filemon). Następnie jakoś gdzieś dowiedziała się o pewnym kudłatym zwierzu, którego uznała, że może nam dać. Że my go bierzemy. Na pewno. Na 100 procent. Choć jeszcze w wakacje twierdziła, że po co nam kot, skoro nigdy nikogo nie ma w domu (standardowy tekst, wręcz rodzinny dowcip - mówi tak o wszystkich, dosłownie).


Mniejsza o szczegóły. Kot wylądował u nas w sobotnie południe. Z poplątanym futrem i wymyślonym dwa tygodnie wcześniej przeze mnie imieniem, które możecie podziwiać w tytule. Zaraz po tym pojechałyśmy z nim do weterynarza, ale on schował się w jakiejś dziurze w samochodzie, skąd nie mogłam go wyjąć. Pani weterynarz (weterynarka?) zachwyciła się nim. Piękny kot. Cudowny. Ale zaniedbany. Dostał lekarstwo na świerzbowca (bo miał, paskudne robactwo, moja mama zanosiła się śmiechem, gdy zobaczyła pod mikroskopem), a my na jego robaki i krople na pchły. Wszystko już zaaplikowane.


Potem w domu wpadł w panikę. Bał się. Trząsł. Całą sobotę spędził pod kaloryferem pod stołem za pufą. Gdy już został stamtąd wyciągnięty, mama mówiła: Aleś ty cudny, aleś ty piękny. Zresztą przez cały weekend. Nadeszła niedziela.


Rano wstaję. Kota nie ma. Szukam po całym domu. Kota nie ma. Dzwonię do mamy. Kot być musi, rano był. Znajdź mi kota! Teraz? Przez telefon? Tak! Pomyślała, że zwariowałam. Wyruszyłam w kolejne poszukiwania. Kota znalazłam (między fotelem a ścianą w sypialni mamy). Wyciągnęłam go stamtąd. Głaszczę. Trzęsie się ze strachu. Zaczęłam go czesać. Mmm, cudownie. Dałam go do miski. Zwiał. Znowu szukałam po całym domu. Uciekał. Zdrowo się nabiegałam. Tak pół dnia. W końcu go ze sobą oswoiłam (po wyciągnięciu go spod szafy). Zdjęcia (te bez szlafroka) są właśnie z tego momentu, gdy już się mnie tak nie bał. Później wieczorem było to samo. W poniedziałek już było łatwiej, po pierwszym podejściu był grzeczny.


W ten oto sposób mam kota, który doprowadził do tego, że zmieniłam moją odwieczną tapetę w telefonie na jego zdjęcie. Którego pierwotne imię było tak długie i skomplikowane, że mama nie potrafiła go przeczytać, a co dopiero wymówić. I tak z Dezyderiusza wyszedł Deusz. A przecież koty lubią wielosylabowe imiona... niestety mama nie potrafiła wymówić.


Ja zaś kupiłam sobie dziś czajnik, pięciolitrową wodę z Biedronki, cytrynę, imbir i dwa żele pod prysznic (w Rossmannie dojrzałam dwa nowe zapachy Isany, musiałam więc skorzystać). Tak więc kuruję się z przeziębienia, nie czuję się już jak kupa i idę robić to, co miałam dziś do zrobienia, ale mi się nie chciało. Mam na to jeszcze godzinę.

Komentarze

  1. Dezyderiusz kojarzy mi się z dezerterią albo dezynsekcją, Deusz jest much better xD. Śliczny kotek :)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Teraz już nie takie kociątko i jeszcze cudniejsze :).

      Usuń
  3. Deusz to piękne imię. Moja koleżanka na studiach miała kota o imieniu Żelewiew. Też fajnie, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS