O szesnastu czy więcej godzinach w podróży.

Mój wczorajszy dzień zaczął się o godzinie 4:50 rano, gdy budzik rozdzwonił się swoim zdradzieckim, skrzekliwym tonem. Zwykle nie potrzebuję czekać, aż go usłyszę, ponieważ budzę się na ułamek sekundy przed nim i gdy tylko telefon się zaświeci, od razu wyłączam budzik i wstaję. Jednak nie tym razem. Pech sprawił, że spałam - po wielu godzinach nocnego męczenia się zasnęłam tylko po to, by obudzić się chwilę później. W dwadzieścia minut zebrałam się w sobie i opuściłam mój pokój w akademiku i skierowałam się na autobus do Poznania. W połowie drogi doszłam do wniosku, że zapomniałam telefonu. Zawróciłam. W windzie okazało się, że jak najbardziej go nie zapomniałam i że towarzyszył mi cały czas. Zniechęcona jeszcze raz podjęłam się tej podróży.

Niemal cztery godziny wpatrywałam się tępo w widok za oknem i rozmyślałam o tej mgle, która unosiła się nad drogami i polami. Jestem w trakcie czytania "Draculi", więc wrażenie było niesamowite. Ledwo świt, mgła, a ja naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby wampir zaatakował przednią szybę.

Do Poznania dotarłam cała i zdrowa, bez ubytku krwi. Miasto mi się jednak nie spodobało, może to przez wszechobecne remonty, ale nie zobaczyłam w nim tego czegoś, czego szukam w innych miastach. Odrobinę tego ma nawet Warszawa, jednak Poznań mnie nie urzekł. Możliwe, że kiedyś się to zmieni. Niestety tylko możliwe...

Godzina na dworcu, pociąg do Krakowa. I choć podróż zniosłam całkiem nieźle ("Ballgeflüster", francuski, "Chalet girl" i rozmowa z "jestem organistą" oraz trzygodzinne doświadczanie rzeczywistości z zamkniętymi oczami i umysłem), to Kraków - mój kochany Kraków!) - załamał mnie zupełnie faktem, iż wywiózł mnie na dworzec Płaszów, bo na Główny mało co wjeżdża, gdyż ktoś wymyślił sobie remont. Poirytowana napadłam na tramwaj nr 50 i w szesnaście minut dotarłam na na dworzec, prawie parę minut później odjechał do domu autobus ze mną w środku. Później okazało się, że tam też nie wjeżdża na dworzec i przez całe opustoszałe miasto ciągnęłam za sobą walizkę, zastanawiając się, czy dojdę.

Tam czekała na mnie herbata, kanapki i wanna. Od razu poczułam się lepiej. I choć byłam wymęczona, nieprzytomna i bezsilna, nie mogłam zasnąć. I nie spałam prawie całą noc. Moje dziecko mocno się do mnie przytulało całą noc, a kotek między nami mrrrrrruczał. Aż do rana.

Dziś skoczyłam na chwilę do domu, ale tylko na chwilę, by zabrać papiery i dwa swetry i spróbować zastrugać mój korektor. Jutro czeka mnie wizyta w Inglocie po strugaczkę, bo moja najwidoczniej nie reaguje. W ogóle jutro będzie ciężko. NFZ mnie czeka. To będzie traumatyczne. Jeszcze się okaże dla kogo.

A tu część mojego akademickiego życia - moja cudowna koszula nocna i pantofel, a co!

Komentarze

  1. Pokazałabyś całą koszulę! :D ten kawałek mi się podoba xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Gio, chętnie :D. Zrobię któregoś dnia zdjęcie :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pantofle haha jak nie lubię tego słowa nie wiem czemu xd

    OdpowiedzUsuń
  4. O, "Dracula"! Chciałabym przeczytać "Draculę", tym bardziej w takich okolicznościach. ;) A ten kawałek koszuli wygląda świetnie, ciekawa jestem całości. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ultramaryno, pokażę któregoś dnia, ale dopiero po powrocie do akademika, na razie jestem w domu, a koszula w praniu :D.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS