Nie jestem fanką perfum sygnowanych nazwiskami celebrytów. Zwykle są to słodkie zapachy, których nie mogę znieść. Jednak lubię perfumy. I gdy dostałam Deseo w paczce z USA, ucieszyłam się. Pierwszy niuch był także dość pozytywny. Mamie się nie spodobały ("I dobrze!", pomyślałam). Jednak coś w historii przez nie opowiadanej mi nie pasowało... Deseo zabiera nas w egzotyczną podróż, gdzie jest plaża, palmy i morze. Mnóstwo morza, ocean. I diament połyskujący w słońcu, jakim jest butelka. Świetnie się ją trzyma, jeśli chcemy nią w kogoś rzucić, albo żeby zwyczajnie rozwalić perfumy o ścianę. Doskonale pasuje do dłoni. Spryskanie się nimi sprawia jednak niejaki kłopot, ponieważ bez zatyczki nie leżą już tak dobrze i jeszcze trzeba znaleźć wolny palec, by nacisnąć atomizer... I kształt zalatuje trochę kiczem, gdy nie odbijają się od niego promienie słoneczne. Najważniejszy jest jednak zapach. Choć nie ma w nim kokosa, ja go lekko czuję - może gdzieś w wyobrażeniu obietnicy ty
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).