Co jest z tymi sklepami?

Nie jestem slow, nigdy nie byłam i zapewne jeszcze trochę potrwa, nim uda mi się wejść w ten nurt. Nie jestem też minimalistką. Jestem zwyczajną konsumentką, która wydaje pieniądze z przyjemnością, ale w granicach swoich możliwości finansowych. Dlatego też nie widzicie na moim blogu nieustających hauli (jak ja nie lubię tego słowa!), czy comiesięcznych wishlist. Staram się być świadoma moich wydatków i żyć jakością - nie ilością. Z moim Niemcem bardzo mocno nad tym pracujemy i muszę przyznać, że on również dostrzega zalety takiego nastawienia. Jest jednak jeden problem - w dzisiejszych czasach bardzo o to trudno.

Ostatnio spędziłam kilka godzin w Poznaniu. Akurat zaczął się okres wyprzedażowy, a ja miałam pieniądze, więc pomyślałam, że sobie coś kupię. I tu zaczęły się schody. Miałam dość konkretny plan: konturówka do ust pasująca do mojej szminki Chanel, kupno po raz drugi mojego rozbitego różu z Inglota oraz zakup letniej kurtki/płaszcza. Czegoś cienkiego, co uchroni mnie przed wiatrem w chłodniejsze dni, ładnego, dobrze leżącego oraz z sensownym składem. Chciałam też, by się w jakiś sposób zapinał (bądź miał pasek do przewiązania. I ruszyłam na poszukiwania. 

Najpierw TK Maxx. Ludzi prawie nie było, więc w spokoju mogłam sobie wszystko przeglądać. Wiele mi to nie dało, bo nie znalazłam nic, co by mi odpowiadało. Mojego rozmiaru (XS, 34/36) było tyle co kot napłakał, większość rzeczy młodzieżowych z nadrukami (które są zwykle głupie, brzydkie lub całkowicie bezsensowne i szpecące). Krój nie podkreślał sylwetki, a kolor był odpowiedni na wojnę. Może w tych kurtkach zwiększają się szanse przeżycia? Nie wiem, ale ja tego nie potrzebuję. Te ciekawsze rzeczy były niezamykalne, a mi nie zawsze się uśmiecha trzymanie klap płaszcza, żeby nie zmarznąć. W innych sklepach (sieciówkach typu Orsay, Bershka czy Stradivarius oraz innych) również nic nie znalazłam. W sumie tam praktycznie wszystko było z poliestru. Za którym niespecjalnie przepadam (a tym bardziej za cenami ubrań, które powstają z tak taniego matriału - to chyba jakiś żart!). Jedynie Orsay miał coś o odpowiadającym mi kroju, ale wszystko było za duże, a odcień mi nie pasował. W innym kolorze nie było. Pomijając już kwestię składu, bo na nią byłam gotowa przymknąć oko.

Tydzień później znowu byłam w Poznaniu - tym razem z bardziej rozwiniętym planem. Szukałam kaszmirowego swetra. Tutaj długo się nie zastanawiałam - TK Maxx. Gdzie indziej moje szanse nie istniały i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Składy były tragiczne (w większości wypadków), albo kroje tak brzydkie, że z niesmakiem odkładałam te twory na miejsce.

Te doświadczenia uświadomiły mi dobitnie, jak ciężko jest w dzisiejszych czasach kupić coś sensownego bez wydawania fortuny (w sumie bezsensownego zwykle też). Choć tutaj i cena nie pomagała, bo bez zwracania na nią uwagi i tak nie mogłam nic znaleźć. Jestem autentycznie rozczarowana asortymentem sklepów. I możecie powiedzieć, że już dawno powinnam zdawać sobie z tego sprawę, tyle że ja rzadko kupuję ubrania i wcześniej składy nie miały dla mnie znaczenia (to zaczęło się powoli zmieniać, gdy zmieniło się moje podejście do odżywiania). No i nie kupowałam w sieciówkach, ale małych sklepach w małych miastach - tam zakupy wyglądają trochę inaczej (taniej, bardziej zróżnicowanie i trochę lepszej jakości). Właściwie z jedzeniem jest podobnie - gotowe produkty z dobrym składem występują rzadziej niż yeti.

W każdym razie uznałam, że pora zabrać się porządnie za naukę szycia, by móc spełnić własne wymagania. A w przyszłym tygodniu jadę do Berlina i tam przeczeszę TK Maxx z nadzieją, że coś znajdę i nie będę musiała marznąć w zimie. Mam szczerą nadzieję, że nurt slow fashion zmieni coś w świadomości kupców i producentów, a zakupy nie będą już źródłem frustracji, a czymś przyjemnym.

Rzecz ze zdjęcia została kupiona w second handzie. Nie podoba mi się sama w sobie, ale to stuprocentowy jedwab świetnej jakości o przyjemnym kolorze za trzy złote. Zamierzam kiedyś uszyć z niego bluzkę (to dość długa narzutka, więc materiału wystarczy), ale do tego muszę się najpierw nauczyć porządnie szyć (ich bin dabei!). 

Niemniej czy poza sh znacie jakieś inne sposoby na sensowne zakupy ubraniowe? I co sądzicie o tym niedomiarze w nadmiarze, jaki praktykują firmy odzieżowe?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS

O zakupach i o tym, że nareszcie mam czas.