Nie znoszę obcokrajowców mówiących po polsku. Chyba że przypadkiem mam dzień dobroci dla zwierząt.

Jako Polka żyjąca w obcym kraju nie powinnam wygłaszać takich poglądów. Szczególnie, że sama nie porozumiewam się w moim języku ojczystym i wiem, że mój niemiecki pozostawia sporo do życzenia. Angielski jeszcze trochę więcej - ku mojemu lekkiemu ubolewaniu, ale to wina zbyt rzadkiego używania go, czyli wyłącznie moja własna. Ale jestem osobą tak cholernie czepliwą, że szlag mnie trafia, gdy słyszę Polaka mówiącego niepoprawnie, a co dopiero obcjokrajowca, który próbuje się pochwalić znajomością kilku słów, których nie potrafi po ludzku wymówić. Zresztą szlag mnie również trafia, gdy mówię nieidealnie po niemiecku. Bo mam chorobliwą ambicję, by być doskonałą. I oczekuję tego również od mojego otoczenia.

Przykładem jest mój biedny Niemiec. Jego znajomość polskiego plasuje się gdzieś na poziomie "woda mineralna" (ostatnio się tego nauczył). Jego wymowa (w szczególności mojego nazwiska) jest straszna. Zawsze byłam zdania, że Niemcy potrafią. Zresztą... co to za problem fonetyczny, skoro prawie każdy dźwięk w języku polskim można znaleźć także w niemieckim lub najdalej w angielskim? Takie "ł" na przykład. To dokładnie ten sam dźwięk, który znajdujemy w angielskim "what" (wg IPA). Ale w połączeniu z polskim "niedoborem" samogłosek wydaje się niemożliwe do wypowiedzenia. Rzuć mu jakimś zdaniem, a on zapyta, czy to łamacz języka. Nie, to proste polskie zdanie. A złamać to ja ci coś mogę, jeśli chcesz. Nieważne. Ma każdy dźwięk, ale sklecić tego w całość nie potrafi. Ale w innym kontekście to już tak! A mnie trafia po raz kolejny szlag.

Może bym i kwestię wymowy zrozumiała, gdyby nie to, że w niemieckim posługują się tymi dźwiękami na codzień. Jest naprawdę niewiele takich, które tam nie występują (np. "y", które w niemieckim wymawia się jak "ü" - zastanawialiście się kiedyś, dlaczego na niemieckiej klawiaturze "z" i "y" są zamienione miejscami? Właśnie z powodu rzadkiego używania tej drugiej litery). Ale te nieznane sprawiają mniej trudności niż te, które język przemielił tysiące razy. Czysta abstrakcja. Może i ja z moją wymową lepsza nie jestem, ale niemiecki dla odmiany jest pełen samogłosek długich, napiętych, a potem dodatkowo takich, o których polski nigdy nie słyszał (te wszystkie śliczne umlauty). Dla niedoinformowanych: wszystkie polskie samogłoski są krótkie i nienapięte.

Naprawdę nie potrafię się uśmiechać i mówić, że ktoś świetnie mówi po polsku, bo nie powiedziałabym czegoś takiego do 95% Polaków, którzy nigdy kraju nie opuścili i całe życie posługują się w tym języku. Sobie samej też bym tego nie powiedziała. Dlatego mój Niemiec ma coś na kształt zakazu mówienia do mnie po polsku - bo lepiej zapobiegać niż leczyć, a śmierć nie jest zbyt łatwa do wykurowania.

A Duden, bo... to taki językowy ideał. Którego nigdy nikt nie osiągnął i nie osiągnie. Ale czepiać się dalej będę, bo mam słabe nerwy, a o nie trzeba dbać. Przynajmniej moje otoczenie się pilnuje, by choć językowo pozostać na w miarę poprawnym poziomie. Czyli na takim, który ja sama repezentuję - dopóki to mnie ktoś nie poprawi.

Komentarze

  1. to dajesz mi tych wszystich kaleczących - jako dyplomowana lektorka języka polskiego chętnie nauczę ich wymowy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie to rozczula. Jak słyszę jak ktoś mówi po polsku kali jeść kali pić i jeszcze akcentuje po swojemu to mam ochotę go adoptować. Co do siebie jestem bardziej wymagająca, a to błąd, bo hamuje mnie przed mówieniem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS