10 dowodów na to, że zakupy internetowe to ZŁO.


Dlaczego zakupy w Internecie nie są dobrym pomysłem?

Ostatnio, czyli od jakiś dwóch lat, odkąd mieszkam na granicy polsko-niemieckiej (swoją drogą język ma pewną dziwną skłonność: po polsku zawsze powie się, że coś jest polsko-niemieckie, a po niemiecku, że jest niemiecko-polskie - i choćbym nie wiem, jak chciała powiedzieć na odwrót, nie dam rady, bo brzmi dziwnie), moje możliwości zakupów są mocno ograniczone. Głównie jeśli chodzi o książki lub produkty niedostępne w Niemczech (bądź te, które za Odrą są droższe, co się nie zdarza zbyt często), albo inne, które chcę, ale nie ma ich nigdzie poza Internetem. W zakładkach przeglądarki mam folder, który nazywa się "Do kupienia" i jest tam mnóstwo rzeczy, które widziałam na blogach, które mi się spodobały, na które gdzieś przypadkiem trafiłam i uznałam, że pewnego dnia koniecznie muszę je mieć. I w tym momencie pojawiają się powody, dla których uważam, że Internet jest zakupoholicznym złem.

1. W Internecie często rzeczy są tańsze.

Sklepy internetowe, portale aukcyjne... Nic, tylko wejść i korzystać z okazji. I jak już kupi się jedną tanią rzecz, czemu też nie wziąć jeszcze jednej? A może najlepiej kupić od razu trzy egzemplarze tego samego produktu? Taka okazja może się przecież nie powtórzyć.

2. Nie trzeba wychodzić z domu.

Opcja dla leniwców. Jeśli nie trzeba się wysilić bardziej, niż kliknąć na produkt i wpisać swój numer karty płatniczej (ja się swojego nauczyłam na pamięć - to jeszcze szybsze, prawda? Nie muszę wstawać z łóżka, żeby szukać portfela, by zapłacić...), to można z przyjemnością wydać pieniądze na rzeczy, których w życiu by się nie kupiło, jeśli miałoby się za nie zapłacić gotówką. Poza tym czasem lenistwo powstrzymuje przed zakupoholizmem - szczególnie, gdy ktoś jest zbyt leniwy, by wyjść z domu. Kupując w Internecie, nie trzeba wychodzić nawet z łóżka.

3. Nie mamy czasu na zastanowienie się.

Ładne? Różowe? Błyszczące? Z kotkiem? Ktoś zachwalał? Klik, klik. Płacimy. Przychodzi listonosz, a my nagle się dziwimy, że coś do nas przyszło, a potem nachodzi pytanie: Po jaką cholerę to kupiłam? No dobra, coś się wymyśli, albo się komuś da... W najlepszym wypadku zakup nas rzeczywiście cieszy, ale to nie reguła. Zakupy w Sieci są bezmyślne. Klik, klik.
Czasem można się jednak zreflektować i anulować zamówienie - to ważna rzecz do zapamiętania.

4. Skoro w większości przypadków trzeba zapłacić za przesyłkę, wrzuca się do koszyka więcej rzeczy, by owa dodatkowa kwota "rozłożyła się" na poszczególne produkty.

Co jest oczywiście bezsensowne, bo rzekomo chce się zaoszczędzić, po czym kupuje się trzy razy tyle - i to rzeczy, których się tak bardzo nie chce jak tej pierwszej. Ale wysyłka na przedmiot wychodzi taniej. Co z tego, że sam rachunek jest stanowczo za wysoki?

5. Promocje w sklepach internetowych.

Sklepy internetowe mają często bardzo dużo, bardzo ciekawych promocji. Nie można też zapomnieć o dniu darmowej wysyłki raz do roku, o wyprzedażach i niemal notorycznym -10%, -20% na niektórych stronach. Firmy, które mają sklepy stacjonarne, zwykle mają więcej okazji dla swoich internetowych klientów, niż tych stacjonarnych. Często też od określonej kwoty oferowana jest darmowa wysyłka - i zwykle działa to w ten sposób, że kupuje się dodatkową rzecz, by próg tej wysyłki osiągnąć. Nawet jeśli rzeczywiście jej nie potrzebujemy.

6. Zapominamy o możliwości zwrotu.

Gdy już coś kupimy, uznamy, że to było nam do niczego nie potrzebne, rzucamy to do kąta/dajemy kotu do zabawy/próbujemy do przerobić (i doprowadzamy do katastrofy - lub przy odrobinie szczęścia i umiejętności wychodzi nam coś fajnego)/robimy rozdanie na blogu/dajemy komuś w prezencie, a przecież możemy zwrócić to do sklepu. Trzeba jednak zapłacić za wysyłkę - w ten sposób i tak jesteśmy na minusie. Mimo to czasem zwrot jest bardziej opłacalny niż upchnięcie danej rzeczy na dnie szuflady i zapomnienie o jej istnieniu - aż do porządków i zadania sobie pytania: To ja w ogóle coś takiego mam?

7. Rzeczy niedostępne w sklepach stacjonarnych.

Często znajdujemy w Internecie coś, co w naszym kraju jest niedostępne i gdy już wejdziemy w rytm, kupujemy więcej, niż nam potrzeba. Albo przepłacamy za sprowadzenie z innego kraju. W sklepie stacjonarnym by tak nie było - bo zwyczajnie nie byłoby przedmiotu naszych westchnień. I od razu wydaje się mniej pieniędzy.

8. Internet generuje potrzeby, o których istnieniu się wcześniej nie wiedziało.

Na blogu ktoś wspomni o jakimś kosmetyku. I nagle odczuwamy potrzebę posiadania go, choć tak naprawdę nigdy wcześniej nie potrzebowaliśmy używać podkładu, korektora czy kremu do cery suchej (przecież mamy tłustą). Ale ktoś powiedział, że jest dobry. Nieważne, że ktoś inny uważa, że tego produktu nie da się używać. Marketing internetowy potrafi wprowadzić ogromny zamęt. A jeszcze gorzej jest, gdy przyjaciółka podeśle Wam link, wejdziecie i nagle tracicie dwie godziny na zastanawianie się, co chcecie na danej stronie kupić - tylko dlatego, bo spodobała się Wam spódnica, którą Wam ktoś pokazał, ale wiecie, że do Waszej figury nie pasuje. Gdy wejdzie się we wspólny szał zakupowy, ciężko się powstrzymać.

9. Utrata rachuby wydanych pieniędzy.

Klik, klik, klik. O, to też ładne. Hmm. Co już kupiłam? E, niedużo, jedną rzecz. Jedną? Toż to były cztery! Miałam wydać 50 złotych. Cóż, ta pierwsza kosztowała czterdzieści, druga dwadzieścia, trzecią zawsze chciałam mieć i była właśnie superhiperokazja, a czwarta i tak mi się kończy, więc za miesiąc musiałabym i tak ją kupić. Dobra, o, coś ładnego! To też wezmę. Zaraz, zaraz! Ile już wydałam? O, cholera...

10. Zakupy internetowe nie zaspokajają apetytu.

Co prawda kupujemy coś, ale trzeba na to czekać, aż przyjdzie i nawet się nie zauważa, że zrobiło się zakupy, dopóki nie wejdzie się na konto. Dlatego kupuje się więcej, by zaspokoić tę potrzebę kupowania, ale głód wciąż jest. Jest to frustrujące, a stan konta zaczyna jęczeć. I tak jedynym sposobem na zaspokojenie głodu jest wyjście z domu i wydanie pieniędzy na coś, co można od razu wziąć w ramiona i poczuć, że się kupiło.


Co prawda jest to bardzo generalne podsumowanie i nie odnosi się do każdego, ale zdarza się mimo wszystko bardzo często. Mi samej zajmuje zwykle dużo czasu zorientowanie się, że danej rzeczy nie potrzebuję, nim potwierdzę złożenie zamówienia i wtedy te godziny stracone na buszowaniu w danym sklepie "idą na marne". Czasem jednak nie zdołam się powstrzymać. I w ramach takiej frustracji (w tym przypadku punkty: 1, 4 i świadomość 10) porzuciłam pomysł kupowania i czas ten poświęciłam na przygotowywanie powyższych punktów. Czuję się teraz mądrzejsza od siebie samej.

Jak radzicie sobie z niepotrzebnymi zakupami internetowymi?

Komentarze

  1. Punkt z kosztem wysyłki to sama prawda - nigdy, przenigdy nie kupuję jednej rzeczy w sklepie internetowym - bo przecież koszt przesyłki się nie opłaci! Na szczęście zazwyczaj udaje mi się wrzucić do koszyka coś, co faktycznie potrzebuję/będę potrzebować. Rzeczy normalnie niedostępne też baaardzo kuszą, w moim przypadku są to kosmetyki rosyjskie, ostatnio też woski Yankee Candle (w Berlinie miałam sklep stacjonarny i wtedy wybierałam się tam raz na 2-3 miesiące i kupowałam po kilka tart, teraz po przeprowadzce nie mam żadnego i tylko sępię na stronach sklepów...Przez co kupuję 3 razy więcej bo tu promocja, a tu niedostępny gdzie indziej zapach, a tu jeszcze coś innego...). Samo zło :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny post :D. I niestety jakże prawdziwy... Bywają momenty gdzie wolę nie mieć pieniędzy bo wtedy nie mogę ich wydać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Najgorsze jest to,że wirtualne pieniądze łatwo się wydaje. Są abstrakcyjne, więc przestajemy liczyć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS