Bo on wielkim poetą był. Czyli jak dobrze znamy nasze własne życie.

Te słowa zna każdy - we mnie wywołują jedynie pełen politowania śmiech (i nie tylko dlatego, że z Gombrowiczem mi nie po drodze). Dziś jednak z Polską mają niewiele wspólnego, a raczej z wielkim niemieckim poetą, świętością i sam Mefistofeles wie czym jeszcze. Z niejakim Johannem Wolfgangiem von (od 1782 roku*) Goethe.

Zanim powiecie, że jego życie Was nie obchodzi (a ja przyznam Wam z mojego filologicznego punktu widzenia rację), opowiem Wam historię.

Dwa lata temu w pocie czoła, z zaciągniętymi zasłonami w pokoju i po indyjskim obiedzie, który sama ugotowałam, zatopiłam się w tonie notatek (czyli zbędnej górze makulatury) z historii literatury niemieckiej. Z racji, że miesiąc wcześniej oblałam egzamin (na który byłam dobrze przygotowana, ale UJ to UJ), uparłam się, że poprawkę zdam. Oblałam na wielkim poecie. Bo nie znałam jego życiorysu dzień po dniu. Zaledwie rok po roku. I dowiedziałam się, że to wstyd. Na początku września czekała mnie powtórka z rozrywki, również ustna. I na czym poległam po raz drugi? Oczywiście na wielkim poecie (w tym momencie cała moja miłość do opery "Faust" odpłynęła i niech go ciemność pochłonie). Jakieś cztery dni później miałam poprawkę poprawki. Już tak się wkurzyłam, że nawet do notatek nie zajrzałam i nie chciałam jechać (swoją drogą mam nieopublikowany vlog z dnia tego wkurzenia). Zostałam pod groźbami (bo jedna nie wystarczyła) zmuszona, by jednak do egzaminu przystąpić. Z wielką łaską dostałam to nieszczęsne TRZY. A przez kolejny rok recytowałam z pamięci życiorys Goethego. Który tutaj mi, oczywiście, nie jest do niczego potrzebny. I dobrze, bo zdołałam go jakoś zapomnieć. Choć czasami niechciane fragmenty wspomnień mnie nachodzą.

Okazuje się jednak, że nie tylko mnie dręczą. "Faust auf Faust. Alles Goethe zum Geburtstag" jest zbiorem słuchowisk na temat Goethego i jedno z nich ("Goethe im Examen") jest powtórką z mojej historii:

Uczeń ma egzamin z życia poety. Próbuje zapamiętać daty wydania jego dzieł, przy czym parę minut przed wejściem do sali wykrzykuje zirytowany: "A niech mnie Goethe pocałuje w dupę!". I Goethe się objawia w całej okazałości, mówiąc, że trumna nie jest dla niego zbyt wspaniała, po czym za chwilę dodaje, że przecież uczeń go wezwał w pewnym celu... Uczniowi zaś przychodzi do głowy, że poeta sam może zdać egzamin ze swojego życia. Goethe przyjmuje postać chłopca i wchodzi do sali. Pierwsze pytanie: dziadkowie Goethego od strony matki i ojca. Tutaj poeta snuje historię. Nauczyciel przerywa i zadaje kolejne pytanie, potem pyta, kiedy Goethe czytał coś tam (viva ignorancja!), przy czym Goethe odpowiada, że nie wie i przecież nikogo to nie obchodzi. "Ależ naukę obchodzi!" i zaraz jest cały wykład, z którego wynika, że dosłownie wszystko, co poeta w swoim życiu zrobił, jest istotne. Dlaczego Goethe napisał "Lata nauki Wilhelma Meistra"? Goethe odpowiada bez wahania: bo wydawca go poganiał. Nauczyciel: "Czy Goethe napisałby coś tak genialnego z tak prozaicznego powodu jak pieniądze?", "Ależ nie", odpowiedział Goethe, "tych pieniędzy przecież dawno już nie było". Kim była Charlotte von Stein? Jego ukochaną. Ukochaną?! Przecież ona nie była czymś tak prozaicznym jak byle ukochaną, tylko wręcz wywyższoną do stanu bóstwa istotą! Goethe zaczął się śmiać.
- A czy wie pan, dlaczego Goethe zerwał z Friederike?
- Oczywiście, że wiem, ale nie powiem.
- Co, proszę?
- Nauki to nie obchodzi.
- Wszystko, co zdarzyło się w życiu Goethego, jest istotne dla nauki!
- Nikogo to nie powinno obchodzić, a już na pewno nie pana!
- Jakie były ostatnie słowa Goethego?
- Mleko. Więcej mleka.
- Że co?
- No bo kawa była za ciemna i chciał ją trochę rozjaśnić.
- Uważa pan, że taki geniusz na swoje ostatnie słowa wybrałby coś tak banalnego jak "więcej mleka"?
- Tak było.

W ten oto sposób Goethe oblał egzamin z własnego życia. Jakoś kojarzy mi się to z Szymborską, która ledwo zdała maturę z własnego wiersza. Zresztą "mehr Milch", "mehr Licht, czy "mehr nicht"...

A teraz zastanówmy się. Jak dokładnie bylibyśmy w stanie zrelacjonować własne życia? Bo choć ja mam bardzo dobrą pamięć i czasem jestem w stanie rzucić bardzo dokładną datą sprzed pięciu lat, a potem dokładnie opisać, co robiłam kolejne trzy dni, to przysięgam, że za cholerę nie zdołałabym zdać egzaminu z mojego życia. A gdyby ktoś próbował zinterpretować moje pewne zachowania i decyzje, to najchętniej bym mu przyłożyła. I nie sądzę, by znajomość czyjejkolwiek biografii wpłynęła na mój odbiór twórczości danego ludzia.

Mimo to mam ochotę odświeżyć sobie jego biografię. Bo mogę, a nie muszę.

Jutro wyjeżdżam, wracam w środę. Zobaczymy, czy jestem w stanie mówić wyłącznie konjunktivem. Takie małe doświadczenie: czy Niemcy znają własny język? Wiem, że ja na pewno polegnę, ale czego się nie robi dla zabawy?

Nie ma to jak wakacje germanistki.


*Nie sprawdziłam, pamiętałam! Schillera spotkało to arcyważne "von" dwadzieścia lat później - w 1802.

A tak swoją drogą nie radzę się powoływać nijak na te cytaty, bo pisałam je z pamięci, przetłumaczyłam też to, co w mojej pamięci pozostało i trochę sensu zachowałam, ale z całą pewnością nie jest to absolutnie dokładne (gdyby komukolwiek przyszło mnie o to oskarżać).

Idę się spakować.

Komentarze

  1. Nie, Niemcy nie znają własnego języka, a poprawna gramatyka to dla nich obce słowo. Zresztą, sama dobrze wiesz. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce podobnie ;)

      Usuń
    2. Hihi, dokadnie.
      Swoją drogą wiecznie czepiam się mojego Niemca, gdy zrobi jakiś błąd i mówię, że jak ja się mam nauczyć niemieckiego, skoro on mówi niepoprawnie i że daje mi zły przykład.

      Usuń
  2. Z tym nauczeniem sie a i tak oblaniem to uwierz mi ze to nie tylko na UJ tak jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ale z trzech uczelni, z którymi miałam do czynienia, tylko UJ mi tak dopiekł - i to nie tylko w historii literatury (tu od biedy jeszcze mogę zrozumieć, że coś mogło im nie pasować, ale był jeden przedmiot, w którym nie było najmniejszych powodów, by mnie oblać).

      Usuń
    2. Rozumiem;)
      Tez take przypadki mialam- jeden z nich to oblalałam historię gospodarczą Polski, za to, że nie znałam francuskiego (mimo ze odpowiedzialam na wszytsko poprawnie) , a wg pana prof kazda kobieta MUSI umieć mówić po francusku!!

      Usuń
  3. Nigdy nie lubiłam takich systemów edukacji opartych na kuciu nieistotnych faktów... ja sama nie pamiętam co robiłam parę dni temu - dlaczego więc mam wiedzieć, co ktoś robił/mówił nieistotnego ileś tam lat temu :D eh... :D
    Dobrze, że na swoich studiach już przebrnęłam przez historię ogólną i to mam z głowy.
    Czeka mnie za to głupia ,,historia policji" :D Aż mam ciarki na samą myśl, fuu :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie nie lubimy się z niemieckim od czasów szkolnych ale Goethe wrył się w serce jak buldożer :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS