Moja kolekcja herbaty.

Czy mogę ten zbiór herbat nazwać kolekcją? Czy może zbiorem? A może po prostu zapasem? Można kolekcjonować herbatę? Bo ja autentycznie robię wszystko, by jej trochę ubyło. Jednak gdy nadchodzi moment, kiedy myślę: "No, już zostało mi mniej" - dostaję od kogoś kolejne opakowanie, albo nagle zapragnę jakiegoś konkretnego smaku i sama kupuję. Na szczęście nie zdarza się to zbyt często, ale okazuje się, że 50g herbaty starcza na bardzo, bardzo długo. Ale na to zawsze jest sposób. Ciasteczka herbaciane. Może kiedyś podzielę się z Wami przepisem. Jednym z dwóch.

 Nie piję kawy. Zwyczajnie mi nie smakuje. Czy to możliwe? Chyba. Kocham jej zapach, gdy jest zmielona (bo same ziarna zdecydowanie nie mają takiego aromatu), ale po zaparzeniu jestem bliższa krzywienia się niż zachwycania. Herbata to moja miłość. Jest delikatna, nie nadgorliwa. Gdy jestem w domu, zwykle piję coś, co mój były chłopak nazywał "lurą", czyli czarną z cytryną i cukrem (cytryny jest tak dużo, że niektórzy nie nazwaliby tego herbatą), ewentualnie wersję z dodatkiem imbiru, a cukier zostaje zamieniony na miód. Imbir potrafi naprawić smak nawet najgorszej cytryny (bo wiecie, że smak tej herbaty zależy właśnie od cytryny?). W akademiku zwykle piję zieloną, zieloną i zieloną. Czasem dla odmiany zieloną. W domu po prostu nie chce mi się z tym bawić.
Wspomniałam o moim byłym chłopaku i wspomnę raz jeszcze: dzięki niemu zaczęłam doceniać herbatę. Wcześniej była dla mnie czymś naturalnym, ale jej pojmowanie nie wychodziło poza Sagę z cytryną i cukrem. Z nim chodziłam po herbaciarniach, poznawałam świeże i aromatyczne listki. Próbowałam nowych smaków. I dopiero potem sama rozwinęłam w sobie to uczucie. Nie wiem, czy mogę to nazwać miłością. Ale, no, kocham.
 To nie jest herbata, ale zioło. Pokrzywa. Uznałam, że ją tutaj też zaliczę jako kategorię herbat ziołowych. Niektórzy to tak nazywają, ja sama nie wiem. Pokrzywa mieszka w tej pomarańczowo-brązowej puszce z chińskimi znakami. Znamy się i przyjaźnimy od niedawna, bo nie przypuszczałam, że coś takiego może mi zasmakować! Wielu ziół nie znoszę. Miętą się przesyciłam, na myśl, że mam wypić melisę, dostaję wścieklizny... A pokrzywa okazała się łagodna, lekko słodka i tak smaczna, że prawdopodobnie będziemy ze sobą długo (szczególnie, że mam prawie całą puszkę). Pokrzywa ma też dobry wpływ na włosy. Początkowo kupiłam ją do płukanek, ale jakoś skończyło się na piciu.
 
 To jedna z niewielu czarnych w moich herbacianych zasobach. Mieszka w srebrnej puszce, którą ukradłam mamie, stwierdzając, że jej nie jest do niczego potrzebna, a mi jest niezbędna. To earl grey z chabrem (bławatkiem?) i różą. Czasem mi smakuje, choć ogólnie za earl grey nie przepadam. Drażni mnie jej smak. W domu mam też taką brzoskwiniową, ale wszystko brzoskwiniowe, co nie jest brzoskwinią, uważam za mdłe, więc jej nie lubię i czasem wykorzystuję do ciasta daktylowego. Czarne zwykle słodzę. Drażni mnie trochę ich smak. Choć zdarzają się też takie dni, gdy uważam, że wszystko jest smaczne. Bardzo rzadko ją piję. Mam, bo mam (mama kiedyś kupiła mi dwupak tych herbat). Kiedyś pewnie wypiję.
 To jedna z najsmaczniejszych herbat, najdelikatniejszych i w najładniejszej puszce, którą dostałam od przyjaciółki na urodziny (wypełnioną żurawiną w czekoladzie, mmmm). To Chiński Ogród, nie wiem dokładnie jaki typ zielonej herbaty, ale na pewno nie sencha. Ma w sobie drobne płatki róż (czego nie widać na zdjęciu), kawałki suszonego jabłka i odrobinę jaśminu. Żaden ze składników nie dominuje, przez co jest naprawdę smaczna i sądzę, że mogłaby smakować każdemu. Gdy nie wiem, co wypić, zawsze stawiam na nią. Nie sposób ją źle zaparzyć.
 Druga - i ostatnia - czarna herbata. Pierwszą Gwiazdkę z Five o'Clock dostałam jeszcze w liceum od przyjaciółki. To było dawno temu, ale jakoś się nie składało, bym miała ją wypić. Ostatnio zmierzam ku końcowi i traktowałam ją jak zwykłą czarną doprawioną oczywiście cytryną, miodem i imbirem. Aromat już nie ten, kiedyś cudownie pachniała świętami (nazwa zobowiązuje). Ma w sobie suszoną skórkę pomarańczową, rodzynki, jabłka, goździki i możliwe, że coś jeszcze, czego nie mogę zidentyfikować. Do końca roku na pewno ją skończę. Taki mam plan.
 Jedna z moich urodzinowych herbat. Oolong to nie jest typowa zielona herbata. Ona jest nie do końca zielona, że tak powiem. Zbita w grudki, w przeciwieństwie do zielonych zaparza się ją gorącą wodą (95 stopni) i jest na granicy delikatności i intensywności. Bardzo ją lubię. I choć jest mleczna, jest pyszna. Mleczny posmak idealnie do niej pasuje. Nałogowo piłam ją w czerwcu.
 To mieszanka, której jeszcze nie zidentyfikowałam. Ale wiem, co w niej jest - róża, trawa cytrynowa, hibiskus, jabłka, rodzynki i pewnie kilka innych składników. Na początku bardzo jej nie lubiłam, bo miałam problemy z parzeniem. W końcu odkryłam, że jest rewelacyjna, ale nie da się jej parzyć bez zaparzacza, bo psuje się smak. (Czasem jestem zbyt leniwa na zaparzacz.) Jest dobra na ciepło, na zimno jest rewelacyjna. Gdybym tylko wiedziała o niej więcej... Mocno orzeźwia.
 Najdziwniejsza z moich herbat. Zaklasyfikowałabym jako coś pomiędzy czarną a zieloną. Ma niezwykle intensywny smak, do którego jednak można się przyzwyczaić. I choć nazwa brzmi Indian Jasmin Pearls, widać na zdjęciu, że pereł tu nie uświadczymy - błąd, uświadczymy, jest kilka, ale nie chciały wyjść z opakowania do zdjęcia. I perły faktycznie mają jaśminowy aromat, sama herbata go w sobie nie ma. Lubię ją, choć to zależy od nastroju. Czasem nie mogę na nią patrzeć, a kolejnego dnia piłabym ją litrami. Specyficzna. Bardzo.
 Mój ostatni nabytek. Sencha różana. Zanim o niej opowiem, opowiem coś o tym, jak bardzo mi z senchą nie po drodze. Pierwsza herbata, jaką sama kupiłam, to sencha. W zasadzie dwie senche. Cytrynowo-imbirowa oraz malinową. Piłam je bardzo długo, bo gdy się kupi herbatę, trzeba być świadomym, że wypicie jej graniczy z cudem. Ale sencha to tak kapryśny gad, że za każdym razem smakuje inaczej. W końcu przestałam się z nią cackać i nie po pożemu sypałam do kubka i uznałam, że garbniki nie garbniki, nie przejmuję się nią. I się nią przepiłam. Od tej pory staram się jej unikać. Jednak ostatnio naszło mnie na różane smaki i uznałam, że w porządku - może być sencha, bo przeszła mi już ta niechęć. Kupiłam, pachnie ślicznie, ale tak niesamowicie sztucznie... Same listki są wyjątkowo mało senchowe w smaku. Po diabła ktoś dodaje do herbaty aromat? Nadmiar płatków i pączków róż powinien wystarczyć. Zepsuło to jej smak. Ta herbata nie smakuje jak sencha. Jest smaczna, ale zbyt różana. I przysięgam, że brakuje mi smaku senchy w tej senchy. Staje się z charakternej herbaty lekko nijaką.
 Muszę przyznać, że tego jeszcze nie piłam. Dostałam od przyjaciółki w celu upieczenia ciasteczek. Wylądowała w pudełku z herbatami, ciasteczek nie ma. Mogę tylko powiedzieć o zapachu, że jest orzeźwiający, świeży. Mięta, cytryna. Muszę ją w końcu spróbować.
 Moja absolutna miłość! W tych torebeczkach znajduje się zielona chińska herbata z kwiatem ryżu. Jest ona sprasowana do kosteczek, intensywna w smaku i ten posmak ryżu... Uwielbiam ją! Można ją znaleźć w niektórych sklepach w podłużnych zielonych kartonikach. Są też inne smaki, ale jaśminowa mnie tak nie porwała, za to ryżowa - kocham, kocham. Pół kosteczki wystarcza na herbatę. Mogłabym do końca życia pić tylko ją, ale jakoś tak wyszło, że zostały mi ostatnie trzy. Koleżanka - także herbatoholiczka - ze zdziwieniem przyznała, że to jedna z najlepszych herbat, jakie miała okazję pić.
 A teraz troszkę o akcesoriach - mój pierwszy zaparzacz. Szybko się znielubiliśmy, bo musi być jakoś felernie wykonany. Herbata ma przez niego metaliczny posmak, co mnie bardzo denerwowało i przestałam go używać. Z Five o'Clock.
 Otrzymałam go niedawno od przyjaciółki. Podeszłam sceptycznie po wcześniejszych doświadczeniach, ale ten nie krzywdzi mojej herbaty i jest bardzo dobra. Oczywiście są też takie, które wolę parzyć w kubku i niech sobie latają te liście, ale kilka zdecydowanie preferuję z jego pomocą.
 Odkryłam to cudo w wakacje u mnie w domu (w tym miejscu bez wątpienia można znaleźć rzeczy, których się nie spodziewa - tak samo jak z regałem). Ceramiczny zaparzacz to naprawdę cudo. Parzę w nim zwykle pokrzywę, czasem inne herbaty. Też zależy od tego, na co mam ochotę. (Np. oolong i Indian Jasmine Pearls zawsze lądują w kubku i nie myślę o tym, by użyć zaparzacza, tak samo ryżowa. Iced Tea może być tylko w metalowym zaparzaczu, bo ma zbyt drobne cząstki i w tym by po prostu przeleciały przez dziurki.) To zdecydowanie jedno z moich najlepszych odkryć tego roku.
I jeszcze kilka rzeczy, które czasem wsypuję do herbaty, by nadać jej smaku. Jaśmin, lawenda i kardamon. Choć jaśmin częściej ląduje w gotowanym kurczaku, lawenda czeka na czystą zieloną herbatę (od wizyty w Charlotte poluję na idealną zieloną lawendową, ale zdają się jej nie produkować, więc muszę zadbać o to sama). Kardamon też czasem się gdzieś znajduje.

Mam wrażenie, że tego jest za dużo, bym kiedykolwiek zdołała to wypić. Jednak gdybym miała dostać więcej herbaty, nie opierałabym się, oj, nie.

Jaką lubicie herbatę? Białą, czerwoną, czarną, zieloną? Aromatyzowaną czy czystą? Z cukrem czy bez?
I wiecie, że słodzenie zielonej to grzech?

Komentarze

  1. No no pokaźna kolekcja herbat :) Jaśminową właśnie piję i ją uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Herbaciane denko... Hihi.
    Dziękuję za posta, jak Ty wszystko pięknie opisujesz Alinko. Muszę spróbować tej mlecznej herbatki.
    A znasz może lapsang suczong?

    OdpowiedzUsuń
  3. I muszę zdobyć tę ryżową, absolutnie. Ja w ogólnie nie słodzę herbaty, a powinno się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe jej opakowanie jest zapisane chińskimi znaczkami :D.
      Herbaty nie powinno się słodzić, bo to zagłusza jej smak. Ale czarne są odstępstwem - je można słodzić (choć są także takie radykały, które mówią, że pod żadnym pozorem), są nawet mieszanki, które się o to aż proszą (taka Herbata Yogi).
      Nie znam lapsang suczong.
      Wysyłałam Ci tę mleczną? Jeśli nie, możesz się jej niedługo spodziewać ;).

      Usuń
  4. Dostałam od Ciebie tą chińską i była to najdziwniejsza herbata jaką piłam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Miło znaleźć świra herbacianego,prawie takiego, jak ja! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS