Książki wiele nie pamiętam. Z miejsca się przyznaję - jednak prowadzenie bloga książkowego ma swoje zalety. Mogę się na przykład dowiedzieć, co o Greyu sądziłam po jego przeczytaniu . I popieram siebie samą - Grey to literatura, która ma bawić, a nie rozwijać intelektualnie. Jest słabo napisana, ale ma pewien potencjał emocjonalny, który działa. To właśnie sprawia, że książka staje się bestsellerem - emocje, które wyciska z czytelnika. A co z filmem? Odkąd dowiedziałam się, jaki paskud gra tego powalająco przystojnego literackiego Greya, byłam zdecydowanie mniej ekranizacją zainteresowana. Mimo to uznałam, że chcę wiedzieć, co zrobili twórcy z moją ulubioną postacią, mianowicie wewnętrzną boginią, jej saltami, fochami i tupaniem nóżkami. Tutaj się rozczarowałam, bo się jej zwyczajnie pozbyli. A szkoda! Jako nastrajanie się do filmu posłuchałam soundtracku. Jest niezły. Widać, że stoją za nim duże pieniądze. Cóż, czymś muszą tę nieistniejącą fabułę podreperować i padło na muzyk...
właśnie zostałam fanką twojego kota;)
OdpowiedzUsuńMiło mi, choć podejrzewam, że on ma to gdzieś głęboko pod kudłatym ogonem xD.
UsuńDobra sesja! ;d
OdpowiedzUsuńTo tak jak Benia mojej siostry!
OdpowiedzUsuńTeż lubi siedzieć w pralce? :D.
Usuń