O weekendzie.
Przez trzy dni nie miałam dostępu do Internetu. Nie, to nie do końca prawda. Miałam - w telefonie. A i tak czasu nie miałam na nic więcej, mogłam jedynie sprawdzić maile i modlić się, żeby nikt ode mnie niczego ważnego nie chciał. Trzy dni. A potem tracę cały jeden, żeby nadrobić zaległości. Wróciłam do fazy "nie mam czasu" - swoją drogą zastanawiałam się, czy to nie powinno być pierwszym zdaniem owego posta... Na szczęście przyłapałam się na tej niezdrowej myśli i zignorowałam. A propos niezdrowych rzeczy - moje odżywianie jest w stanie krytycznym i cierpię na nieprzerwany ból głowy, i to już od ponad tygodnia. Żywię się głównie słodyczami i produktami mącznymi, co mi dobrze nie robi (patrz wyżej), a potem nabawiam się kontuzji (może zacznijmy od zrujnowania sobie stóp w czwartek od biegania w nie moich butach, a następnie boso, tego nieomal zemdlenia w zeszły piątek, potem niemożności biegania w sobotę - na szczęście w niedzielę jakoś poszło, nawet nieźle - kolejne było o...