Miesiąc z małymi radościami.
Miesiąc temu postanowiłam w ramach pewnego wyzwania notować codziennie jedną rzecz, która sprawiła mi radość. Miała być tylko jedna. Taka moja prywatna, dodatkowa zasada. Po kilku dniach uznałam, że na jednym miesiącu nie poprzestanę, jednak na blogu zaprezentuję efekty z tego obowiązkowego czasu. Ten miesiąc był dla mnie ciężki. Psychicznie i fizycznie. Niektóre dni wymagały długiego namysłu, żeby znaleźć coś, co choćby umiarkowanie mnie zadowoliło. Było naprawdę trudno. Nigdy bym się nie spodziewała, że mogą zdarzyć się dni, gdy niemal na siłę trzeba będzie wymyślać radości. Koszmar. Ale podołałam. Jestem z siebie dumna. Nauczyłam się w tym czasie jeszcze uważniej przyglądać sobie samej i reflektować na temat każdego dnia. Pomyślałam sobie, że to nawet lepsze niż pamiętnik - bo krótkie, zwięzłe i nie potrzeba na to dużo czasu. Ciekawe, czy za rok będę pamiętała, o co mi chodziło, gdy zapisywałam dane rzeczy. Czy będę wiedzieć, co to za sytuacja? Nie pamiętam, kto wpadł na pomysł ...