Lubię się chwalić. Szczególnie że w te urodziny "dorobiłam się" wielu naprawdę świetnych rzeczy, jednak chciałam poczekać, aż będę mieć wszystkie w rękach. Niestety nie jest to takie proste. Mama jest w trakcie kupowania, jedna książka czeka u I., kolejny prezent jest na biurku u mojej przyjaciółki, a jeszcze jeden robi dla mnie jej siostra. Możliwe, że o czymś zdołałam zapomnieć. Sama nie wiem. Jednak uzupełnię brakujące prezenty, gdy nadejdą (mówię tylko o tych, które wiem, że na mnie czekają). Moje dwudzieste pierwsze urodziny to sukces pod każdym względem. I już nawet nie myślę, że zostałam tak hojnie obdarzona materialnie. To skutek uboczny. Skupiam się na tym, że spędziłam je najlepiej ze wszystkich lat mojego życia. Chyba nigdy nie byłam tak zadowolona z tego, że się starzeję. Pragnę także zauważyć, że moja córeczka zna mnie naprawdę dobrze. To ona wpadła na pomysł kupienia olbrzymiej torebki na prezenty z Marilyn Monroe, a laurka (czy mogę tak to nazwać? Czy może to...