Posty

Wyświetlam posty z etykietą o dźwięku

Ulubiona muzyka do pracy kreatywnej.

Obraz
Praca kreatywna jest dla mnie pojęciem mocno rozwiniętym. Zalicza się do niej aktorstwo, pisarstwo, szydełkowanie, tworzenie blogów, rysowanie, malowanie... Wielu z tych rzeczy nie robię na co dzień, ale wcześniej czy później do mnie wracają. Czasem stykam się z całkiem innymi. I jak tu stworzyć playlistę z muzyki, której wtedy słucham? Musiałam się zdecydować na coś, co mnie inspiruje i nie przeszkadza, gdy piszę - bo to jest moja twórczość najbardziej kreatywna (a także najbardziej zaniedbana). Po prawdzie przy szydełkowaniu oglądam filmiki na YouTube, by skupić się na kilku rzeczach na raz. Podobnie z rysowaniem. Gdy piszę posty na bloga, w tle również oglądam filmiki (no, zazwyczaj, nie zawsze). A aktorstwo rządzi się swoimi prawami. Muzyka też tam jest, towarzyszy mi często, ale nie wpływa na moją kreatywność. Z tego powodu stworzyłam dla Was szczególną listę utworów, które kocham i których często słucham, gdy robię coś twórczego, a YouTube mi nie towarzyszy. Te piosenki mi n

Ostatnio słucham...

Obraz
...muzyki. Brawo! Zaskoczyłam Was? Dobrze, bez moich żałosnych dowcipów. Dziś przedstawię Wam tę nienormalną mieszankę, którą lubią moje uszy. Ostatnio pokazałam Wam część tego zbioru. Tę najważniejszą. Ale się powtórzę. I koniec mieszanki. Wiele tego nie ma, bo słucham tych piosenek non stop. Z przerwami na moje ulubione YouTuberki.

Wyzwanie Foto: Dzień 1. - NA GŁOWIE.

Obraz
Na głowie mam teatr. I codziennie kolorową farbę do włosów, do tego (jeśli nie uda mi się ich uniknąć) warkoczowe zawijasy. I tak aż do Wigilii. W głowie za to ta piosenka: I tyle mi przyszło z pójścia do kina na tę bajkę... Nie wiem, czy w tym miesiącu podołam z wyzwaniem (w końcu tyle mam na głowie! Choć pozornie może się wydawać, że niewiele. Zatem wyobraźcie sobie wstawanie w prawie-zimie o wpół do piątej rano...), ale próby się dzielnie podejmuję.

Dwie bajki.

Obraz
Kilka dni temu obudziłam się rano i coś brzęczało mi w głowie. Brzmiało wyjątkowo znajomo, ale nim od brzęczenia przeszłam do słów, minęło może pół godziny. I oto olśniło moją osobę. Dwie bajki! Nigdy nie pomyślałabym, że mnie napotka wspomnienie tej piosenki. O dziwo nie miałam jej nawet na dysku. Kultowa piosenka z czasów mojego gimnazjum, kiedy to wszyscy zachwycali się tą głębią zakazanej miłości... Dziś podchodzę do tego znacznie bardziej sceptycznie, ale i tak słuchałam mojego odkrycia ponad pół dnia. Może i Doda to najbardziej kontrowersyjna postać w Polsce (czy może była najbardziej kontrowersyjną, nie jestem z obecnymi celebrytami na bieżąco, bo jakoś nigdy nie zostają nimi na długo), [prawie] nikt się nie przyzna, że ją lubi (prawie jak Ich Troje, których ja z kolei wciąż bardzo lubię - znaczy ich stare płyty, czy też, za moich czasów, kasety ), ale tę piosenkę zna chyba każdy. A przynajmniej nikt nie powie, że słyszy ją po raz pierwszy. Swoją drogą bardzo polubiłam te

Young and beautiful.

Obraz
"Wielki Gatsby" jest jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier. Co prawda obejrzę go pewnie znacznie później, niemniej wiem, że chcę. Jestem ciekawa, jak zostanie przedstawiona w filmie zawartość książki. Oj, będzie ciekawie. Jednak od wczoraj - gdy się dowiedziałam o istnieniu tej piosenki jako jednego z utworów z soundtracku - nie mogę się doczekać jeszcze bardziej. Choć nie jest najbardziej zachwycającą piosenką Lany, to już ją uwielbiam. Lana jest jednym z tych muzyków, którzy mówią to, co chcę usłyszeć, dlatego z całego serca ją uwielbiam.

Najprzyjemniejsza paczka świata oraz Wyzwanie Foto: Dzień 5. - MIŁOŚĆ

Obraz
 Miłość jest trudnym tematem. To pojęcie tak abstrakcyjne, że ciężko nadać mu fizyczną formę. Oczywiście można przedstawić serce, ukochaną osobę, ale stwierdzenie, czym jest dla nas miłość? Muszę przyznać, że pewnie bym poległa przy tym temacie, gdyby po raz kolejny nie uratował mnie przypadek. Po mojej pomarańczy i mandarynce poszłam posłuchać "Pomarańczy i mandarynek" Grechuty i wtedy przypomniała mi się "Dumka na dwa serca". I mój szalony Kozak. Dla mnie miłość jest szaleństwem. Czymś obsesyjnym. Jednak nie w złym tego słowa znaczeniu, ale raczej w dobrym (byle bez przesady). Moim wymarzonym mężczyzną jest taki, który podpaliłby dla mnie świat. Jak na razie udało mi się osiągnąć raz takiego, który uznał, że co prawda podpalenia świata warta nie jestem, ale województwa już tak. Pnijmy się zatem w górę. I szukajmy własnego Kozaka.  Moja paczka zaś miała być książkowa. Moja Margaretka i inne tomu "Kształtu demona", którego uznałam za szkic do św

Są pewne piosenki...

Obraz
Dziś będzie trochę bardziej osobiście niż zwykle. Przyznam, że trochę się z tym gryzę, że zamierzam o tym napisać (choćby skrótowo), bo to trochę ekshibicjonistyczne. Jednak skoro naszła mnie myśl, że będzie to dziś na blogu, to będzie. Taka moja prywatna zasada blogowania. Z pewnymi momentami w życiu kojarzą mi się pewne piosenki. Czasem trochę bez powodu. Są też takie, które kojarzą mi się jednoznacznie z pewnymi wydarzeniami i tych powiązań nic nie potrafi zmienić. Po prostu. Są pewne piosenki. Dziś rano grało mi w głowie "Ain't no sunshine", i tak przez cały dzień. Przed chwilą sobie przypomniałam i włączyłam. Gdy słuchałam, melodia przypomniała mi o "Śnie o dolinie" Budki Sulfera (czy to taka sama, czy ja mam urojenia? Bo głucha jestem jak pień). Włączyłam i... cofnęłam się do Walentynek 2009. To jedyne Walentynki, które "jakoś" spędziłam. W zasadzie zmusiłam kolegę, by mnie zaprosił (podobno miał taki plan i bez mojego wyraźnego: "Zapr

Koffer in Berlin: Skąd wzięła się nazwa bloga?

Obraz
Czasem zaskakują mnie pytania, czy wiem, że jest taka piosenka jak tytuł mojego bloga. Dla mnie pewne rzeczy to oczywistości, dla innych niekoniecznie, a ja codziennie uczę się tego na nowo. Myślałam, żeby napisać o tym w jakąś szczególną okazję (urodziny bloga? Jakaś konkretna rocznica?), ale uznałam później, że to bez sensu. Jednak wciąż czekałam na odpowiedni dzień i nadszedł on dziś. Warto wspomnieć o samej idei tego bloga - chciałam założyć jakiegoś - pierwszy raz w życiu - którego bym nie porzuciła po paru miesiącach. Wiedziałam, że jestem w stanie, ponieważ już do tego dorosłam. I w maju, gdy z przyjaciółką postanowiłyśmy, że w sierpniu pojedziemy na trzy dni do Berlina (o studiowaniu w Niemczech mi się jeszcze wtedy nie śniło, a ledwie półtora miesiąca później spadło na mnie jak grom z jasnego nieba) i w związku z tym wydarzeniem czekałam z założeniem bloga. Bo pomysł sam mnie naszedł wraz z jedną z moich ulubionych piosenek Marlene Dietrich. Plan był taki, że pierwszym poste

Coś lepszego niż seks.

Obraz
Przyznam się, że zapomniałam. Szukając muzyki, do której mogę pisać pracę, przeszłam przez soundtrack do "Drive", "LOL", następnie przez Budapeszt i Straussa. Aż w końcu doznałam olśnienia (a raczej YouTube mnie olśniło propozycjami z boku). Beethoven. Któż by inny? Dlaczego uważam, że to jest lepsze niż seks? Oprócz tych dźwięków, od których wywijają mi się narządy wewnętrzne? Po prostu widziałam, jak to wygląda, gdy ktoś to gra. Kocham Sonatę Księżycową i muszę przyznać, że niewiele jest rzeczy, które uważam za lepsze. Nie będzie rozprawy na temat seksu. Bo wystarczy odrobina wrażliwości, by się zorientować, dlaczego tak mówię. I muszę zaznaczyć, że to nie jest jedynie moja opinia. Kilka osób się już z nią zgodziło. Dlatego jest stabilna i godna puszczenia w świat. Czym byłby świat bez muzyki klasycznej? I co potrafi lepiej wywrócić całe jestestwo na drugą stronę? Mogę tego słuchać cały czas.

Zakupy jako środek do zwalczania summertime sadness.

Obraz
Najpierw skończył mi się żel do mycia twarzy i zdecydowałam się na zakup nowego (Tołpa dermo face). Jakoś przypadkiem do koszyka wpadł mi także żel pod prysznic (Alterra). Potem wpadłam w weekendową słoneczno-temperaturowo-bezsłodyczową depresję. I dziś postanowiłam się trochę dopieścić. Łącznie z nigdy wcześniej nie widzianym przeze mnie żółtym arbuzem. Skończyło się mydło. Więc kupiłam (Alverde). To w ramach walki z SLSami. A że Z. wczoraj zapytała, czy słyszałam o czymś takim jak zbilansowana dieta (gdy dałam jej do zrozumienia, że żywię się tylko truskawkami), postanowiłam zakupić lody Frugo, które zostały zjedzone na śniadanie (godzinę temu). No dobra, nie jest ze mną tak źle. Mam też jakieś warzywa z kurczakiem i ryżem. Ale tak naprawdę nie marzę o niczym innym, jak o tym, by te półtora tygodnia jak najszybciej minęło i żebym już opuściła ten akademik i spotkała się z tymi wszystkimi, za którymi tak okropnie tęsknię. Już wkrótce wakacje. Wkrótce. Szkoda, że miną, za

Berlin - ROCKTREFF 2012

Obraz
Miesiąc temu popełniłam jeden z życiowych błędów. Dobra, to żart. Ale tym domniemanym błędem było powiedzenie "Okay", gdy V. mnie poinformowała, że mam dla niej zarezerwować ten weekend. Co ja się będę kłócić... I w ten oto sposób trafiłam na festiwal rockowy. A że rocka mało słucham, bo kilka lat temu z niego wyrosłam, momentami miałam dość. A w zasadzie tylko przy jednym zespole. Sam wyjazd obfitował w emocje i dziwne wypadki. O dziwnych wypadkach opowiem w kolejnym poście, dziś skupmy się na dziwnych zespołach w moim dziwnym pojęciu. Dzisiaj pokażę Wam zdjęcia, w następnych dniach (czyli w moim rozumieniu - nie wiadomo kiedy) pojawią się filmiki. A może pojutrze nadejdzie post dziwnych wypadków i berlinoznawczy. Nie ma to jak dobry plan... Choć koncerty zaczynały się o godzinie piętnastej, my dotarłyśmy po osiemnastej, więc trochę nas ominęło. Nie wspominając o całym piątku. Sobota trwała do 23, a niedziela do 20. O niedzieli w szerszym pojęciu opowiem w poście o dziwnyc

Nocą.

Wczoraj spędziłam nadzwyczaj interesująco. Jednak nie pod względem robienia czegoś, czego zwykle nie robię, ale raczej dlatego był interesujący, że mój nastrój poszybował w miejsca, których od dawna nie odwiedzał. Spędziłam wieczór przyjemnie, radośnie i wcale nie miałam ochoty iść spać. I naprawdę nie wiem, czy powodem ku temu było moje nowe masło do ciała o zapachu werbeny, za którą tak naprawdę nie przepadam, ale spodobało mi się, jak się wchłania, czy może chodziło o film, który obejrzałam. Pewnie o to też. Poczułam się chwilowo szczęśliwa. Oczywiście pociągnęło to za sobą inne uczucia, jak np. tęsknota czy lekki smutek. Ale ogólnego zadowolenia nie mogło to zburzyć. Zakochałam się na nowo w Nowym Jorku i widząc Milę Kunis, cały czas myślałam o Selenie Gomez. Brakowało mi więcej Emmy Stone. Całokształt jednak sprawił, że chciałam włączyć film od początku. A następnie ruszyłam w podróż. Chłodny wiatr wpadał mi przez okno, a w głowie grały podróżne piosenki. One wcale nie są t

James Cook Album Release Party @ HBC Berlin

Obraz
Wczoraj pojechałyśmy z V. na wydarzenie, którego nazwę możecie dostrzec w tytule postu. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Nasze wycieczki do Berlina bywają naprawdę zabawne (choć ta była też irytująca - a raczej ja byłam irytująca). Zaczęło się od tego, że chciałam wypłacić pieniądze, przy czym bankomat na Alexanderplatz nie obsługiwał mojej karty. Wiedziałam jednak, że na Unter den Linden jest należący do mojego banku. Ba, uważałam, że jest "na początku Unter den Linden", więc poszłyśmy. Przy czym okazało się, że doszłyśmy praktycznie do Friedrichstr. Tam wsiadłyśmy w S-Bahn i wróciłyśmy na Alexę. I zaczęłyśmy szukać HBC. Trochę nam to zajęło (nie wspominając o chrupkach, butach, coli i ciasteczkach, bo to mogłoby wywołać trzecią wojnę światową), ale i nie rozwiązało naszych problemów, bo znalezienie wejścia do budynku trwało kolejne piętnaście minut, a później analiza - którędy, dokąd, jak. Gdy znalazłyśmy, okazało się, że jest opóźnienie (co mnie nie dziwi). Siedzi

Bóg jej wybaczył czyny sercowe i lody podał jej malinowe.

Obraz
Ta piosenka nieodmiennie kojarzy mi się z liceum i moją przyjaciółką J. Odkąd ktoś wczoraj wrzucił ją na Facebooka (w wersji Magdy Umer), nie mogę się od niej uwolnić. Cały czas jej słucham, mam ją w głowie i nie dam rady posłuchać czegoś innego, myśleć o czymś innym. Mam wrażenie, że sama zapętliłam się w sobie samej i ta piosenka jest takim spoiwem łączącym wszystkie moje myśli w jedną całość. A przecież zupełnie nie dotyczy tego, co się wokół mnie dzieje. Wracają wspomnienia, pragnienia i chcę się w nie zatopić, choć wiem, że w pewnych przypadkach powroty nie są możliwe. Codzienność mi to uświadamia. A jednak wciąż to wszystko we mnie siedzi i zmusza do myślenia. To moja ulubiona wersja, innej nie uznaję. Magda Umer może się schować. Zabierze mnie ktoś na malinowe lody?

Muzyka na dziś.

Obraz

W drodze.

Obraz
Dzisiejsza podróż minęła nadzwyczaj dziwnie, spokojnie, smutno, bezsennie i poniekąd szybko. Zaraz. Jaka podróż? Do akademika miałam przecież wrócić w niedzielę. Miałam. Ale, jak to ujęłam, znowu odwołując wizytę u dentysty, "z przyczyn ode mnie niezależnych niestety nie mogę się pojawić". W minionych dniach, gdy na blogu panowała cisza, w moim życiu szykowała się rewolucja. Raczej w negatywnym sensie. I choć kilka minut wcześniej wrzuciłam ubrania do pralki, spakowałam się i, ignorując pranie, wyszłam po prostu z domu. I jak oto przed godziną wylądowałam w akademiku dwa dni przed planowanym powrotem. Do życia wrócę. Po prostu potrzebowałam... uciec, że się tak wyrażę. Mniejsza o adekwatność tego słowa do sytuacji. W podróży zawsze się wyłączam. Patrzę na swoje ręce, nogi, brzuch, włosy i to nie jestem ja. Nie myślę, odrealniam się, oddalam od siebie samej. Zwykle podróż dobrze mi robi. Wracam z niej pusta. Gotowa na przyjęcie nowych emocji. Niestety kilka dni po niej mam d

Sposób na muzyczny marazm.

Obraz
Wczoraj przyjechała do mnie przyjaciółka. Miło z jej strony, że przywiozła Malibu i sok ananasowy. A w trakcie słuchałyśmy Kaczmarskiego... Dziś zaprezentuję Wam moje ulubione jego... utwory. Bo piosenkami bym tego nie nazwała nawet na torturach. A propos tortur - obejrzałyśmy "Hannibala" i "Milczenie owiec" - w takiej właśnie kolejności. Hannibal wylądował na mojej liście ulubionych seryjnych morderców. Miłego słuchania. Genialny! "Wiem, sama wiem!, kazałabym go ściąć!" Dopiero dziś zachowałam przytomność do końca i doceniłam coś więcej poza zapowiedzią, której tutaj i tak nie ma. Seks i śmiech. To kocham. Uwielbiam. I choć samego Kaczmarskiego bym utopiła, Kleopatra zostaje ze mną na zawsze. Gdzieś tam lubię momentami fragmenty "Epitafium dla Wysockiego", ale czasem mam wrażenie, że odbieram je zbyt osobiście i staram się zapomnieć. Nie lubię Kaczmarskiego. Wcale, a wcale. Ale na mój ostatni muzyczny marazm jego nie-muzyka pasuje idealni

Wiosennie.

Obraz
Dla mnie na wiosnę niezbędna jest Carla Bruni. W jej muzyce jest taki świeży powiew... a gdy czuję olejek z drzewa herbacianego, przez otwarty balkon wpada mi chłodne powietrze, niebo jest świetliste (choć trochę zachmurzone i nie słoneczne), a kot nie chce mnie wypuścić z łóżka, gdy obudzę się o dwie godziny za późno i bez sennego kaca, to znak, że jest wiosna. Niech ktoś kupi mi jeszcze truskawki, a będę w pełni zadowolona. Ach, i dostałam dziś dwie nowe książki. Jak nie być szczęśliwa? Być! Później może być gorzej, ale na razie jest teraz i tyle. W jednym z kolejnych postów planuję następną recenzję perfum. Wolicie Ninę Ricci "Nina" czy "Deseo" Jennifer Lopez? Dziś postaram zaprzyjaźnić się też z jogą. W końcu jest wiosna.

Zastrzel się.

Obraz
Ta piosenka pasuje jakoś do mojego pojęcia miłości jako niezdrowego uzależnienia się od siebie dwóch osób, które nie potrafią się rozstać, choć wiedzą, że powinny i zamęczają się nawzajem. Może dlatego tak bardzo nie mogę się doczekać tego filmu. Teraz ja się idę zamęczać. Językoznawstwem. To już czwarty raz w moim życiu. Tym razem wydaje się dla odmiany po prostu prosty.

Song of the day.

Obraz
A tutaj teledysk do tej piosenki - osobiście uważam go za rewelacyjny, niestety umieszczanie na stronach zostało zablokowane: http://www.youtube.com/watch?v=Me7wlASiKUg