Little things: Berlin.
Wczoraj dość spontanicznie - bo w związku z decyzją podjętą wieczór wcześniej - pojechałam na chwilę do Berlina. I pisząc to, rzeczywiście mam "chwilę" na myśli. Całkowity czas spędzony w tym mieście to półtorej godziny i polegał na bieganiu po sklepach - tak w ramach relaksu, bo wiem, że nie będę miała w najbliższych dniach (tygodniach?) możliwości, by się wyrwać i chciałam z tego możliwie najszybciej skorzystać. Wolne przedpołudnie zdecydowanie temu służyło. Celem był Lush, Dussmann, Galeries Lafayette oraz Saturn na Alexanderplatz. W Dussmannie marzyłam o znalezieniu jednego ze słowniczków Dudena, niestety jest niedostępny, ale go sobie zamówię, bo bardzo, bardzo chcę. Odkąd przeczytałam w nim jedną stronę - jestem absolutnie zakochana. Do Lafayette poszłam w związku z kupnem czegoś smacznego - te mini naleśniczki z kozim serem i rozmarynem były naprawdę rewelacyjne i pewnie kupię je jeszcze [nie] raz. A może zdecyduję się na inny smak? Kto by pomyślał, że porzucen...