Ulubieńcy lipca.

W maju miałam ulubieńców. Ale nagle nadeszła połowa czerwca i okazało się, że nie mam czasu. Gdy nastąpił ostatni tydzień czerwca i należałoby się zabrać za nowych ulubieńców, zaniechałam. Nie lubię spóźnień i wolałam sobie całkiem odpuścić. Potem nadszedł pomysł, by zrobić połączonych maja i czerwca. Ale też coś sprawiło, że zrezygnowałam. Zaś w lipcu nawet nie myślałam o tym, co mogłoby się w nich znaleźć i nie zamierzałam w ogóle robić tego posta. Jednak Kasia wczoraj do mnie napisała, że tak lubi moich ulubieńców, i pod jej wpływem zaczęłam rozmyślać. Ostatecznie post sam się ułożył.

Mój lipiec był tak różnorodny, że nie bez powodu koncentruje się na końcu miesiąca. Podejrzewam, że nic z jego początku nie mogłabym sobie przypomnieć. I w ten oto sposób są to ulubieńcy końca lipca, ale gdyby pojawili się na jego początku, to zapewne by przetrwali do dziś. Jak i zresztą jest.

 1. Kosmetyki.

Odkąd mojego nie-mineralnego Garniera wycofali ze sprzedaży, a mineralny okazał się jedną wielką porażką, a po dezodorancie Adidasa dostawałam okropnych podrażnień, musiałam przerzucić się na dezodoranty w sprayu. Nie lubię ich od dawna - po pierwsze idzie się udusić, gdy się nimi psika, po drugie moja kotka ich nigdy nie lubiła, po trzecie nie uważam ich za wybitnie dobre, po czwarte niszczą warstwę ozonową, po piąte kończą się bardzo szybko, co z ekonomicznego punktu widzenia jest porażką. Przez cały ten czas używałam Rexony w sprayu, ale gdy mi się skończyło kolejne opakowanie, zaryzykowałam i wzięłam wersję w kulce. Okazało się, że działa, nie podrażnia i przywróciła mi wiarę w dezodoranty. Kto by pomyślał! Na pewno nie ja, bo po tamtych porażkach (do których powinnam zaliczyć również kryształ) niemal ze łzami w oczach sięgałam po jakikolwiek dezodorant w strachu, co też on wyczyni. A ta Rexona okazała się naprawdę świetna. Póki co.




2. Lifestyle.

Mój własny, osobisty, prywatny wiatrak jest efektem tych okropnych, nieznośnych upałów. Nie wytrzymałam, poszłam i kupiłam. Przywraca mi wiarę w lato. Ale czy ja ją kiedykolwiek miałam? Z tyłu zaś stoi Primavera - po długich latach wierności dla Kropli Beskidu przerzuciłam się na tę różową (!) wodę, która jest niskosodowa i tańsza. Same zalety. To mój sposób i nadzieja na przetrwanie tego gorąca.
 3. Moda.

Ten naszyjnik z różowego kwarcu przyjechał do mnie z Francji. Gdybym mogła, nie rozstawałabym się z nim. Jest śliczny, choć ma jedną wadę - gdy go założę, nie mogę nosić kolczyków, bo czuję, że mam na sobie za dużo dodatków. Doskonale pasuje do mojego różowego życia, zbiera pozytywną energię i gdy na niego patrzę lub go dotykam, czuję się kochana. Poza tym jest prosty i śliczny.
 4. Kultura.

W lipcu trochę poczytałam, pooglądałam i posłuchałam muzyki. Niemniej jest jedna rzecz, od której się praktycznie nie mogłam oderwać. To "Akademia Wampirów" Richelle Mead. Może nie są to jej najlepsze książki, ale najbardziej popularne i niesamowicie wciągające. Jak dla mnie przewidywalne nawet w rzekomo zaskakujących sytuacjach, ale można się przy nich niesamowicie zrelaksować. To właśnie te książki potrafiłam czytać, idąc po brukowanej drodze w butach na dość cienkim obcasie. Nie obchodziło mnie, że prawdopodobnie się zabiję. Miałam poważne problemy z oderwaniem oczu od czytnika. Podejrzewam, że gdyby wpadł mi do Odry, gdy szłam przez most, wskoczyłabym za nim, żeby móc tylko czytać dalej. Mimo to po zakończeniu serii nie płakałam. Przecież wiedziałam, że to się tak skończy. Tak mi tylko szkoda jednej osoby... Aaaaale jest inna seria, w której ów osobnik występuje. Zatem wiem, co przeczytam w przyszłości.
5. Kulinaria.

Bardzo kusiło mnie, by dać coś, co jest moim odkryciem sprzed dwóch dni, ale to już sierpień. Niemniej w lipcu było coś, w co mogłam wsadzić łyżeczkę i się nie oderwać, nim zniknęło pół słoika. Moja marmolada mirabelkowa. Jest absolutnie rewelacyjna, słoneczna, kwaskowata i mało słodka. Faktycznie zjadłam pół słoika, gdy się do niej dobrałam. Została mi resztka i żal mi ją zjeść, bo gdy zjem, nie będę miała. To jak z tym ciastkiem. Jednak jako że już pora kolacji, to chyba zaraz będę się nią delektować, żeby nie musieć do niej beznadziejnie wzdychać. Smak jest absolutnie niebiański. Z całego serca polecam, ale nikomu nie oddam!

Komentarze

  1. Rozbroił mnie ten wiatrak w ulubieńcach :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Twoich ulubieńców. Jestem strasznie zmęczona i nie potrafię umieścić konstruktywnego komentarza. Padam. Aaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiatrak - ooo tak! Przy mojej nienawiści do lata, on jeden jest w stanie coś poprawić w naszych stosunkach!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]